Noc z 8 na 9 marca w Waszyngtonie upłynęła pod znakiem niepokojącego incydentu w pobliżu Białego Domu. Funkcjonariusze Secret Service otworzyli ogień do mężczyzny, który wymachiwał bronią, ignorując wezwania do jej odłożenia. Strzały padły tuż przy siedzibie prezydenta USA, a sprawca trafił do szpitala. Jego stan nie jest jeszcze znany. Śledczy badają, czy miał zamiar popełnić samobójstwo, czy stanowił realne zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego.
Według informacji podawanych przez amerykańskie media, do dramatycznego zdarzenia doszło w nocy z soboty na niedzielę w pobliżu 17th i F Streets NW – w bezpośrednim sąsiedztwie Białego Domu. Policja poinformowała Secret Service o mężczyźnie podejrzewanym o skłonności samobójcze, który mógł kierować się do stolicy z Indiany. Kilka godzin później funkcjonariusze natknęli się na podejrzany pojazd zaparkowany niedaleko ogrodzenia Białego Domu.
Gdy agenci podeszli, zauważyli, że znajdujący się tam mężczyzna odpowiadał rysopisowi osoby zgłoszonej przez policję. W pewnym momencie wyciągnął broń i zaczął nią wymachiwać. Wtedy doszło do strzelaniny – funkcjonariusze otworzyli ogień, poważnie raniąc napastnika. Natychmiast przetransportowano go do szpitala, jednak wciąż nie wiadomo, w jakim jest stanie.
Incydent od razu wzbudził spekulacje dotyczące ewentualnej próby zamachu na prezydenta USA. Jak się jednak okazało, Donald Trump w tym czasie nie przebywał w Białym Domu – od kilku dni gości w swojej posiadłości Mar-a-Lago na Florydzie. Na ten moment nic nie wskazuje na to, by napastnik próbował przedostać się do budynku lub zaplanował jakikolwiek atak na prezydenta. Śledczy analizują, czy jego działania były aktem desperacji związanym z problemami osobistymi, czy też miały głębszy, bardziej niepokojący podtekst.
Nie jest to pierwszy przypadek zagrożenia w bliskim sąsiedztwie byłego (i obecnego) prezydenta USA. W ciągu ostatnich miesięcy odnotowano kilka incydentów związanych z Donaldem Trumpem, w tym dwa potencjalne zamachy.
Pierwszy miał miejsce w lipcu 2024 roku, gdy na wiecu wyborczym w Pensylwanii mężczyzna z karabinem snajperskim zdołał oddać strzał w kierunku Trumpa. Kula ledwie musnęła ucho polityka. Zamachowiec został natychmiast zastrzelony przez Secret Service, jednak kontrowersje wokół tego, jak udało mu się zająć strategiczną pozycję na dachu pobliskiego budynku, wciąż budzą wiele pytań.
Kolejny incydent rozegrał się we wrześniu, kiedy uzbrojony napastnik został zatrzymany zaledwie 300 metrów od klubu golfowego Trumpa na Florydzie. Miał przy sobie karabin AK-47 z celownikiem optycznym, co wywołało lawinę spekulacji o możliwym kolejnym zamachu.
W styczniu natomiast, pod należącym do prezydenta Trump International Hotel w Las Vegas, eksplodowała Tesla Cybertruck, powodując śmierć jednej osoby i rannych siedmiu innych. Śledczy podejrzewają, że był to celowy atak terrorystyczny.
Seria niepokojących incydentów wokół Donalda Trumpa budzi pytania o poziom bezpieczeństwa zapewnianego przez Secret Service. Wzmożone kontrole w Waszyngtonie oraz zwiększona liczba patroli wokół Białego Domu mają pomóc w prewencji podobnych sytuacji.
Tymczasem amerykańskie media czekają na więcej informacji dotyczących najnowszego incydentu. Czy był to jedynie desperacki czyn osoby w kryzysie psychicznym, czy może coś znacznie poważniejszego? Śledztwo trwa.