Spór o konie na trasie do Morskiego Oka trwa od lat. Z jednej strony troska o zwierzęta, z drugiej - dobro lokalnych społeczności. Czy uda się wypracować kompromis?
Ostatnie spotkanie z udziałem minister klimatu i środowiska, Pauliny Henning-Kloski, oraz górali przyniosło nowe otwarcie. Choć nikt nie opuścił sali z pełnym sukcesem, wypracowano kompromis. Konie na razie pozostają, ale rozpoczną się testy elektrycznego busa. To rozwiązanie ma ułatwić dostęp do Morskiego Oka osobom niepełnosprawnym i mniej sprawnym fizycznie.
Łukasz Litewka z Nowej Lewicy zadeklarował sfinansowanie zakupu meleksa, o ile górale zrezygnują z wykorzystywania koni. Trasa do Morskiego Oka liczy prawie 8 km w jedną stronę, z różnicą poziomów sięgającą 300 m. Fiakrzy zabierają na raz kilkanaście osób i bagaże.
Sebastian Karpiel-Bułecka, lider Zakopower, uważa, że trasę do Morskiego Oka najlepiej pokonywać pieszo. Podkreśla korzyści zdrowotne i zachęca do podziwiania piękna Tatr podczas spaceru. Jednocześnie zwraca uwagę na problem utraty źródła utrzymania przez górali, którzy dowożą turystów końmi.
Oczywiście po drugiej stronie są ludzie, którzy żyją z tego, którzy utrzymują rodziny, z tego, że wywożą tych turystów do Zakopanego i do Morskiego Oka. Tu trzeba się pochylić też nad nimi i jakoś im to zrekompensować, umożliwić, by jednak mogli te rodziny utrzymywać i zarabiać pieniądze — powiedział Karpiel-Bułecka.
Przyszłość koni na trasie do Morskiego Oka jest niepewna. Kompromisowe rozwiązanie z elektrycznym busem może być pierwszym krokiem do zmiany, ale z pewnością nie zadowoli wszystkich. Ważne jest, aby znaleźć rozwiązanie, które uwzględni zarówno dobro zwierząt, jak i interesy lokalnej społeczności.