Choć kandydat PiS na prezydenta zapewniał, że działał z pobudek czysto humanitarnych, dokument pożyczki z 2010 roku – zawarty na 12 tysięcy złotych i oprocentowany na 20 proc. rocznie – budzi wątpliwości co do rzeczywistych intencji i charakteru tej pomocy.
Sprawa mieszkania, które dziś – jak deklaruje Nawrocki – ma zostać przekazane Chrześcijańskiemu Stowarzyszeniu Dobroczynnemu, wywołała ogólnopolską debatę o etyce, zaufaniu i nadużywaniu przewagi nad osobami w trudnej sytuacji życiowej. Teraz, dzięki publikacji Gazety Wyborczej, wiadomo, że Karol Nawrocki jeszcze zanim przejął kawalerkę, zawarł z panem Jerzym umowę pożyczki, której warunki – zdaniem ekspertów – były nie do udźwignięcia dla starszego, ubogiego mężczyzny.
Według dziennika dokument zawarto 15 lutego 2010 roku. Choć tekst umowy był wydrukowany, dane stron i oprocentowanie wpisano ręcznie. Już ten fakt może wskazywać na brak profesjonalnego podejścia i potencjalną asymetrię wiedzy między stronami.
Szczególnie bulwersujący jest zapis o 20-procentowym oprocentowaniu w skali roku. Gdyby pan Jerzy miał spłacać wyłącznie same odsetki, rocznie musiałby oddać 2400 zł – kwotę znacznie przewyższającą jego możliwości finansowe. Z informacji medialnych wynika, że żył skromnie i korzystał z pomocy społecznej. Jak zaznaczają eksperci, stawka 20 proc. nie była tylko wysoka – była niemal lichwiarska. W 2010 roku średnie oprocentowanie kredytów hipotecznych wynosiło około 5 proc., a konsumenckich – od 8 do 17,5 proc.
Tymczasem w przekazie Karola Nawrockiego dominowały dotąd wątki altruizmu i poświęcenia:
– Pan Jerzy poprosił mnie o pomoc. Dałem mu pożyczkę, a w testamencie zapisał mi swój majątek. Teraz chcę przekazać to mieszkanie na cel charytatywny – zapewniał.
W rzeczywistości relacja między prezesem IPN a seniorem wydaje się bardziej złożona. Pojawia się pytanie: czy Jerzy Ż. był równorzędną stroną tej umowy? Czy miał świadomość jej skutków finansowych? I czy naprawdę była to pomoc, czy też forma zabezpieczenia roszczeń?
Opozycja już zapowiada, że temat będzie jednym z kluczowych punktów kampanii. Choć sam Nawrocki podjął decyzję o przekazaniu mieszkania na cele dobroczynne – co miało uciąć spekulacje – ujawnienie umowy pożyczki może zmienić ton debaty. Bo choć darowizna dla organizacji charytatywnej brzmi dobrze medialnie, to dokument z 2010 roku pokazuje chłodny rachunek zysków i strat.
Ostatecznie cała sprawa staje się symbolem czegoś więcej niż tylko relacji między dwoma mężczyznami. To pytanie o granice etycznej pomocy, odpowiedzialność publicznych osób i o to, jak wygląda w Polsce relacja między władzą a słabszymi. I nawet jeśli umowa mieściła się w granicach prawa – to czy mieści się też w granicach ludzkiej przyzwoitości?