Moje marzenie się spełniło, dostałam się na prestiżowy uniwersytet, a moje szczęście nie miało sobie równych.

Oczywiście nie chciałam mieszkać w akademiku, więc razem z dziewczynami postanowiłyśmy wynająć mieszkanie dla naszej czwórki.

Znalazłyśmy odpowiednią opcję. Owszem, nie było to całkiem blisko uniwersytetu, ale podobała nam się właścicielka, cena i warunki. Metro było blisko, co również było dla nas idealne.

Nasz tymczasowy dom był wyposażony we wszystkie udogodnienia, właścicielka specjalnie przeprowadziła naprawy przed wpuszczeniem lokatorów do swojego domu.

Najważniejsze dla nas było to, że wszystko było czyste, przytulne, była lodówka i pralka. Czego jeszcze potrzebują studenci? Naprawdę spędzałyśmy dużo czasu z naszymi podręcznikami.

Właścicielka była miła, nie czepiała się nas, prosiła, tylko żebyśmy dbały o czystość. Zaraz po parapetówce postanowiłyśmy z przyjaciółkami, że raz w tygodniu będziemy wspólnie sprzątać mieszkanie.

Po pierwsze, byłyśmy przeważnie spóźnialskie, uczyłyśmy się, więc nie chciałyśmy spędzać czasu na sprzątaniu każdego dnia. Poza tym często pracowałyśmy na pół etatu, więc byłyśmy zmęczone fizycznie.

Chciałyśmy też chodzić na spacery! Generalnie zdecydowałyśmy, że będziemy gotować dla wszystkich po kolei, ale nie będziemy dzielić się lodówką i kuchenką.

Poza tym miałyśmy swój własny czas. Miałam szczęście do współlokatorek. Nikt nie stawiał się ponad innymi, mogłyśmy bez problemu dzielić się strojami, wychodzić na randki pięknie wystylizowane.

Mogłyśmy pożyczać sobie pieniądze. Krótko mówiąc, idealni współlokatorzy. Wszystko było w porządku, dopóki ciotka jednej z dziewczyn nie przyjechała w odwiedziny.

Nie była stara, więc nam to nie przeszkadzało. Właścicielka też nie miała nic przeciwko. Poprosiła o pozostanie na dwa, góra trzy miesiące, dopóki nie znajdzie pracy i nie będzie mogła sama za siebie płacić.

Wszystkie koszty wyżywienia i mediów pokrywała jej siostrzenica. Wszystko było w porządku przez pierwszy czas, a potem ciotka koleżanki zaczęła nas wychowywać.

Nie zamierzała nawet pracować, od miesiąca nie była nawet na żadnej rozmowie kwalifikacyjnej.

Ułożyła harmonogram z codziennym sprzątaniem w całym mieszkaniu, a każda z nas musiała coś umyć lub posprzątać.

Potem ułożyła menu na każdy dzień i muskałyśmy się go trzymać. Rzecz w tym, że ciocia nie umieściła siebie na żadnej z list. Dziwne, prawda?

W lodówce podzieliła półki i podpisała całe jedzenie. Obserwowała każdy nasz ruch. Nie zamierzałyśmy długo znosić takiej postawy, a jej siostrzenica solidaryzowała się z nami.

Żyłyśmy tak długo spokojnie i przyjaźnie, a tu jakaś kobieta postanowiła wszystko zepsuć. Ostatnio całymi dniami robiła pranie, potrafiła jedną parę skarpetek obracać w bębnie przez sześć godzin.

Tylko po to, żeby zrobić nam na złość. Nasza cierpliwość się skończyła, więc poprosiliśmy ją, żeby się wyprowadziła. Koleżanka się obraziła, ale czekamy, aż podejmie właściwą decyzję. Nie możemy tak dalej żyć...