Człowiek, którego wizje raz budzą szyderczy śmiech, a innym razem — gorzki podziw. Tym razem jego przeczucie nie dotyczy wojny, lecz… dystrybutora na stacji benzynowej. Wizja, która według niego samego jest „tak absurdalna, że aż prawdopodobna”, może stać się symbolem kolejnego globalnego przesilenia.
„Zobaczyłem 27 złotych na wyświetlaczu przy benzynie. Zatankowałem i nie mogłem w to uwierzyć” – wyznał jasnowidz z Człuchowa.
Słowa te padły w rozmowie, która miała dotyczyć wpływu Bliskiego Wschodu na ceny paliw. Szybko jednak przerodziła się w coś więcej – w przestrogę przed tym, jak kruche jest to, co jeszcze niedawno wydawało się stabilne.
Jackowski zastrzega: nie jest ekonomistą. Nie analizuje wykresów, nie śledzi giełd. Mówi, co „widzi”. Ale te obrazy nie zawsze dają się jednoznacznie zinterpretować. Czy rzeczywiście zobaczył przyszłość? A może to tylko symbol kryzysu większego niż drogie paliwo?
Dla wielu Polaków to wizja przyprawiająca o dreszcze. 27 zł za litr benzyny to nie tylko dramatyczny skok cen – to wyrok na klasę średnią. To życie, które nie opłaca się już na kredyt. To transport publiczny bez alternatywy, sklepy bez towaru, logistyka, która się zatrzyma.
Ceny ropy już dziś są nieprzewidywalne. Wojna w Izraelu, napięcia z Iranem, niepewność wokół szlaków transportowych — wszystko to sprawia, że surowce energetyczne stały się walutą strachu. Eksperci ostrzegają, że wystarczy jedno strategiczne wydarzenie — atak na tankowiec, sankcje na kraj-producenta — by rynek pogrążył się w chaosie.
I choć nikt nie mówi wprost o „27 zł”, to ekonomiści są zgodni: ceny benzyny w Polsce mogą znów przekroczyć 8 zł, a nawet 10 zł, jeśli konflikt się zaostrzy. Zatem Jackowski, choć często traktowany jak „człowiek od zjawisk nadprzyrodzonych”, dziś dotyka tematu jak najbardziej realnego.
Kiedyś mówił o wojnie na Ukrainie – nie uwierzono. Wspominał o masowych protestach, epidemii, upadkach banków – ludzie śmiali się. Dziś świat wygląda dokładnie tak, jak opisywał. Dlatego jego nowe słowa wybrzmiewają inaczej: nie jako przepowiednia, ale jako ostrzeżenie.
Jackowski nie próbuje nas straszyć. Wręcz przeciwnie – jego ton jest spokojny, refleksyjny. – Chciałbym się mylić. Bardzo. Ale jeśli choć jedna osoba przez to zacznie myśleć o przyszłości z większą ostrożnością, to już warto było to powiedzieć – podkreśla.
Czy jego wizja się spełni? Nie wiadomo. Ale pewne jest jedno – świat już nie wróci do stanu sprzed pandemii, sprzed wojny, sprzed inflacji. Ropa znów staje się politycznym orężem, a zwykli ludzie – zakładnikami geopolityki.