Lech Wałęsa nadal walczy – choć dzisiaj jego największym przeciwnikiem nie są ideologie, lecz choroby, ból i własne ciało. Lech Wałęsa, były prezydent i ikona „Solidarności”, wrócił do domu po operacji barku. W sobotę jego współpracownik Marek Kaczmar potwierdził, że zabieg się udał.

Na Facebooku Wałęsa napisał jedno zdanie:

„Dzięki Bogu, jeszcze raz się udało…”

W tym "jeszcze raz" jest wszystko. Historia człowieka, który tyle razy wymykał się przeznaczeniu.

Nie od dziś wiadomo, że Wałęsa toczy już nie walkę o Polskę, ale walkę o zdrowie. Tym razem przyczyną była kontuzja barku – na tyle dokuczliwa, że mimo prób leczenia i rehabilitacji, nie udało się uniknąć skalpela. Operację przeprowadzono w jednym z podwarszawskich szpitali, pod pełną narkozą.

To już kolejny etap w osobistej odysei zdrowotnej byłego prezydenta. Od lat zmaga się z cukrzycą typu 2. W 2021 roku powikłania doprowadziły do powstania tzw. stopy cukrzycowej – poważnego stanu, który mógł zakończyć się amputacją. To był moment, w którym bohater narodowy stał się pacjentem podległym zupełnie innej sile niż historia.

Dwa razy pokonał ciężką postać COVID-19. Ma wszczepiony defibrylator. Żyje pod nieustanną kontrolą lekarzy. Ale żyje – i to nie cicho.

Choć nie pełni już funkcji publicznych, Wałęsa nadal zabiera głos. Nie godzi się na milczenie. Jego wypowiedzi bywają ostre, kontrowersyjne, wywołują reakcje. Ale jedno pozostaje niezmienne: to człowiek, który nie zna słowa „wycofać się”.

Może właśnie dlatego ten powrót do domu po operacji – choć medycznie niepozorny – jest tak symboliczny. Bo oto człowiek, który upadał i wstawał już tyle razy, wraca po raz kolejny. Nie jako polityk. Nie jako mit. Jako człowiek z bólem w barku, ze zmęczonym sercem, ale wciąż z żywą wolą życia.

„Jeszcze raz się udało…” – napisał. I nie trzeba nic więcej. Bo dla Lecha Wałęsy życie to pasmo „jeszcze razów”. A historia tego człowieka to przypomnienie, że nawet wielcy potrzebują czasem odpoczynku – ale nie przestają być wielkimi.