Przez całe życie wszystko, co robiłam, było dla moich dzieci. Kiedy na świat przyszedł Tomek, mój pierwszy syn, a potem Agnieszka, moja ukochana córka, wiedziałam, że poświęcę im całe serce, czas i siły. Byłam młodą matką, pełną nadziei, że moje dzieci będą szczęśliwe, że dam im wszystko, czego sama nigdy nie miałam. I tak zrobiłam.


Gdy były małe, rezygnowałam z własnych potrzeb, by kupić im najlepsze ubrania, książki, zabawki. Gdy dorastały, oszczędzałam każdy grosz, żeby mogły uczęszczać na dodatkowe zajęcia, na wycieczki szkolne, na studia. Nawet po odejściu mojego męża, który zostawił nas, gdy dzieci były nastolatkami, nie poddałam się. Pracowałam dniami i nocami, żeby niczego im nie zabrakło.


Kiedy Tomek postanowił kupić mieszkanie, sprzedałam naszą działkę, którą odziedziczyłam po rodzicach. „Mamo, jak tylko stanę na nogi, oddam ci te pieniądze,” obiecywał. A ja wierzyłam. Agnieszka z kolei potrzebowała wsparcia przy rozpoczęciu swojej firmy. Wzięłam pożyczkę, myśląc, że to inwestycja w jej przyszłość. „Mamo, to dla nas obojga – kiedy odniosę sukces, ty też na tym skorzystasz,” mówiła.


Dziś mam 65 lat. Mieszkam w małym pokoju na piętrze domu, który kiedyś był moim królestwem, a teraz należy do Tomka. Jego żona nie ukrywa, że jestem dla niej kłopotem. „Może mama pomyślałaby o domu opieki? Tam będzie miała lepsze warunki,” powiedziała ostatnio, kiedy próbowałam zająć się moim dawnym ogrodem, teraz zaniedbanym i pełnym chwastów.


Agnieszka? Widuję ją raz na kilka miesięcy, kiedy wpadnie na chwilę, żeby pochwalić się kolejnymi sukcesami swojej firmy. O pożyczce nigdy nie wspomina. Kiedyś próbowałam o tym porozmawiać, ale szybko zmieniła temat. „Mamo, nie teraz, jestem zbyt zajęta,” rzuciła, patrząc na ekran swojego telefonu.


Każdego dnia budzę się z tym samym uczuciem – że oddałam im wszystko, co miałam. Moją młodość, moje marzenia, moje oszczędności. A teraz, kiedy najbardziej potrzebuję wsparcia, czuję, że nie mam nic. Nawet oni, moje dzieci, które były sensem mojego życia, są daleko – nie fizycznie, ale emocjonalnie.


Czasem, gdy siedzę w swoim pokoju, patrzę na stare albumy ze zdjęciami. Widzę siebie młodą, uśmiechniętą, trzymającą ich za ręce, patrzącą na nich z dumą i miłością. Czy wtedy wiedziałam, że tak to się skończy? Czy wtedy myślałam, że po latach zostanę sama, zapomniana przez tych, dla których poświęciłam wszystko?


Może to moja wina. Może dałam im zbyt wiele, nigdy nie ucząc ich, że czasem trzeba coś oddać w zamian. Może zbyt łatwo zgadzałam się na ich prośby, nie myśląc o sobie. A może oni po prostu zapomnieli, co dla nich zrobiłam, bo życie wzięło nad nimi górę.


Jedno wiem na pewno – samotność, którą czuję, nie wynika tylko z pustki wokół mnie, ale z tego, że ci, których kochałam najbardziej, już mnie nie potrzebują. I to boli najbardziej.