Siedzę na kanapie w salonie, który kiedyś należał do babci. Każdy kąt tego mieszkania przypomina mi o niej – jej ulubiony fotel przy oknie, na którym spędzała godziny z szydełkiem w rękach, półka z książkami, które czytała mi na dobranoc, a nawet zasłony, które sama uszyła. Byłam przy niej do samego końca. Przez lata opiekowałam się nią, myłam, gotowałam, podawałam leki. Ostatnie miesiące były najtrudniejsze – jej ciało słabło z każdym dniem, ale starałam się być silna. Dla niej.
A teraz moja własna matka żąda, żebym oddała to mieszkanie.
Słowa dźwięczą mi w głowie jak echo: „To mieszkanie należy do rodziny. Musisz je zwrócić, nie jest twoje.” Mówiła to chłodno, bez cienia emocji, jakby wszystkie te lata mojej pracy i poświęcenia nie miały żadnego znaczenia.
Wszystko zaczęło się kilka tygodni po pogrzebie babci. Matka przyszła do mnie niespodziewanie. Na początku myślałam, że chce porozmawiać o wspomnieniach, o stracie, którą obie przeżywałyśmy. Ale jej wizyta miała inny cel.
– Posłuchaj, Magda – zaczęła, zerkając na mnie surowym wzrokiem. – To mieszkanie… powinno wrócić do rodziny. Ty masz swoje życie, a ono należy się mnie.
Spojrzałam na nią, nie wierząc w to, co słyszę.
– Mamo, o czym ty mówisz? To babcia zapisała mi to mieszkanie w testamencie. Wiesz, że przez te wszystkie lata to ja się nią zajmowałam. Gdzie byłaś wtedy, kiedy ona mnie potrzebowała? – słowa wypłynęły ze mnie bez kontroli, pełne goryczy, której nie potrafiłam już ukryć.
Matka zmarszczyła brwi, jakby te pytania ją obraziły.
– To była twoja decyzja, że się nią zajmowałaś – odpowiedziała oschle. – Ale to ja jestem jej córką. To ja mam prawo do tego mieszkania.
Czułam, jak krew odpływa mi z twarzy. „Twoja decyzja.” Jakby opieka nad umierającą osobą była wyborem, a nie koniecznością. Jakby te lata wyrzeczeń, nieprzespanych nocy i walki z bólem nie miały żadnej wartości.
– A gdzie byłaś, gdy ona cię potrzebowała? Gdzie byłaś, kiedy płakała z bólu, kiedy bała się zasnąć? – mój głos drżał, ale nie mogłam już się powstrzymać. – Ty żyłaś swoim życiem, a ja zostałam, bo nikt inny tego nie zrobił.
Matka spojrzała na mnie chłodno, jakby moje słowa w ogóle jej nie dotknęły.
– Nie rób ze mnie potwora, Magda. Nie zmienia to faktu, że to mieszkanie należy do mnie. Jeśli nie oddasz go dobrowolnie, pójdę do sądu.
Słowa „pójdę do sądu” uderzyły mnie jak cios w brzuch. Przecież to była moja matka. Człowiek, który powinien mnie wspierać, a nie walczyć ze mną o dach nad głową.
Odkąd wyszła, nie mogę spać. Przewracam się z boku na bok, analizując wszystko, co powiedziała. W głowie pojawia się jedna myśl: Czy naprawdę powinnam oddać jej to mieszkanie, żeby zakończyć ten konflikt? Czy może powinnam walczyć o to, co należy do mnie?
Nie wiem, co robić. Ale wiem jedno – to mieszkanie to nie tylko ściany. To miejsce, które było naszym domem, moim schronieniem, gdy życie rzucało mi kolejne wyzwania. I wiem, że babcia chciała, żebym to ja tu została. Ale czy matka kiedykolwiek to zrozumie?