Gdy zmarła nasza mama, świat, który znałam, zaczął się rozpadać. Odeszła cicho, pozostawiając po sobie dom pełen wspomnień i listę niezakończonych spraw. Wśród nich była kwestia spadku, który – jak myślałam – podzielimy sprawiedliwie z moją siostrą. Myliłam się.
Dorota, moja młodsza siostra, była w trudnej sytuacji. Niedawno rozwiodła się z mężem, który zostawił ją z dwójką dzieci i górą długów. Ja natomiast miałam stabilne życie – własne mieszkanie, dobrą pracę i dorosłe dzieci. Jednak stabilność nie oznaczała luksusu. Wciąż spłacałam kredyt, a planowane studia córki były dla mnie sporym wydatkiem.
Na pierwszym spotkaniu z prawnikiem Dorota rzuciła bombę. "Anka, uważam, że powinnaś oddać mi swoją część spadku. Ty masz wszystko, czego potrzebujesz, a ja ledwo wiążę koniec z końcem. To sprawiedliwe." Zamarłam. Jej głos był pełen pewności, jakby to, o co prosi, było najnaturalniejszą rzeczą na świecie.
Nie odpowiedziałam wtedy. Siedziałam tam, czując mieszankę szoku, gniewu i wątpliwości. Czy naprawdę powinnam zrezygnować z tego, co mama pozostawiła, by ratować Dorotę? Czy jestem samolubna, chcąc zatrzymać to, co teoretycznie mi się należy?
Wieczorem usiadłam z listem, który mama napisała do nas obydwu przed śmiercią.
"Dziewczyny, wiem, że nie zawsze było między wami łatwo. Proszę, dbajcie o siebie nawzajem, tak jak ja starałam się dbać o was. Spadek to tylko rzeczy. Wasze relacje są cenniejsze." Jej słowa wywołały u mnie łzy, ale nie rozwiały wątpliwości. Czy ustąpienie siostrze naprawdę byłoby oznaką miłości? Czy raczej pozwoleniem, by ktoś postawił moje potrzeby na drugim planie?
Kolejnego dnia spotkałam się z Dorotą, aby szczerze porozmawiać. Powiedziałam jej, jak bardzo cenię nasze relacje, ale że oczekuję kompromisu. Moja propozycja była jasna: podzielmy spadek sprawiedliwie, a ja pomogę jej finansowo, ile mogę, w kluczowych momentach. Oczekiwałam wdzięczności, ale zamiast tego Dorota wybuchła złością. "Ty nigdy mnie nie rozumiałaś! Myślisz tylko o sobie!" – krzyczała.
Ten konflikt rozdziera mnie od środka. Czy powinnam była ustąpić? A może to ona wymaga ode mnie zbyt wiele, wykorzystując nasze więzy rodzinne jako kartę przetargową? Nie wiem, czy znajdziemy rozwiązanie, które uratuje zarówno nasze relacje, jak i sprawiedliwość. Jedno jest pewne – mama nigdy nie chciałaby, by jej ostatnia wola stała się źródłem naszego rozłamu.