Kiedy wychodziłam za mąż, wierzyłam, że wchodzę do rodziny, która mnie zaakceptuje i pokocha. Zawsze wyobrażałam sobie, że moja teściowa stanie się dla mnie jak druga matka – ktoś, z kim będę mogła porozmawiać, podzielić się problemami, a czasem po prostu usiąść przy kawie i pośmiać się z codziennych drobiazgów. Niestety, rzeczywistość okazała się zupełnie inna.
Od początku naszego małżeństwa teściowa była krytyczna. Już na pierwszym obiedzie rodzinnym usłyszałam, że jej syn „zasługuje na kobietę, która wie, jak prowadzić dom.”
Zrobiłam wtedy wszystko, żeby jej zaimponować – gotowałam, sprzątałam, a nawet pomagałam w organizacji rodzinnych spotkań. Miałam nadzieję, że moje starania zmienią jej zdanie, że w końcu mnie zaakceptuje. Ale te chwile nigdy nie nadeszły.
Każdego dnia robiłam, co mogłam, by dom lśnił, by dzieci były szczęśliwe, a mąż zadowolony. Jednak cokolwiek bym nie zrobiła, zawsze znajdowała powód do krytyki. Jeśli ugotowałam obiad, słyszałam: „Dlaczego nie zrobiłaś tego tak, jak ja zawsze robiłam? Mój syn uwielbia tamtą wersję.” Jeśli posprzątałam salon, komentowała: „Nie widzisz, że kurz jest jeszcze na półkach? Ja bym to zrobiła lepiej.”
Bywały dni, gdy wracała z zakupów i rzucała na stół listę rzeczy, które trzeba było zrobić – od prania firan po mycie okien. Jakby zapomniała, że mam swoje życie, swoją rodzinę, swoje obowiązki. Kiedy próbowałam zaprotestować, patrzyła na mnie z wyższością i mówiła: „Dobra żona zawsze dba o dom. Widocznie jeszcze musisz się nauczyć.”
Najgorsze były jej uwagi dotyczące moich dzieci. Kocham je nad życie i robię wszystko, by były szczęśliwe. Ale teściowa zawsze miała coś do powiedzenia – że są za głośne, że nie noszą odpowiednich ubrań, że nie wychowuję ich tak, jak powinnam. Każde jej słowo było jak kolec, który wbijał się coraz głębiej w moje serce.
Pewnego dnia, gdy przygotowywałam kolację, usłyszałam rozmowę między nią a moim mężem. Stała w kuchni i mówiła:
– „Nie wiem, dlaczego się na nią zdecydowałeś. Ona nie potrafi nawet dobrze prowadzić domu. Gdybyś miał inną żonę, twoje życie byłoby o wiele łatwiejsze.”
Słowa te były dla mnie jak cios w plecy. Z trudem powstrzymałam łzy, ale tamtego wieczoru, gdy dzieci poszły spać, nie wytrzymałam. Usiadłam z mężem i powiedziałam mu wszystko – o jej uwagach, o tym, jak sprawia, że czuję się bezwartościowa, o tym, jak bardzo jej krytyka mnie rani.
Mąż spojrzał na mnie z zakłopotaniem. Zamiast stanąć po mojej stronie, powiedział:
– „Wiesz, jaka jest mama. Ona po prostu chce, żeby wszystko było idealne. Nie przejmuj się tym.”
To był moment, w którym poczułam, że jestem zupełnie sama. Moje starania, mój ból – wszystko to wydawało się niewidoczne dla osób, które powinny mnie wspierać najbardziej.
Dziś próbuję znaleźć siłę, by się nie poddawać. Codziennie zastanawiam się, czy kiedykolwiek zdobędę uznanie teściowej, czy może muszę nauczyć się żyć z myślą, że nigdy mnie nie zaakceptuje. Ale jedno wiem na pewno: zasługuję na szacunek, na docenienie, na życie, w którym nie muszę czuć się jak służąca we własnym domu.