Od zawsze marzyłam, że kiedy nadejdzie ten moment, kiedy będę spodziewać się dziecka, otoczą mnie wsparciem i miłością. Wyobrażałam sobie, że ciąża to czas pełen radości, szczęścia, rozmów o przyszłości i ciepłych gestów. Niestety, moje marzenia szybko zderzyły się z rzeczywistością, kiedy teściowa zaczęła na każdy sposób dawać mi do zrozumienia, że nie spełniam jej oczekiwań.


W dniu, w którym ogłosiliśmy jej radosną nowinę, spodziewałam się wzruszenia, radości i dumy, że jej rodzina się powiększy. Zamiast tego usłyszałam chłodny komentarz: „No, oby nie było to dziewczynka, bo jeszcze bardziej wszystko się skomplikuje.” Nie wiedziałam, co miała na myśli, ale starałam się to puścić mimo uszu.


Jednak z czasem jej słowa stawały się coraz bardziej dotkliwe. Każdy dzień przynosił nowe, kąśliwe uwagi, które uderzały w najczulsze punkty. Kiedy zaczęłam przybierać na wadze, zauważyłam, że zaczyna mi się przyglądać z niechęcią. Pewnego dnia, gdy siedziałam przy stole, stwierdziła bez skrupułów: „Wiesz, ciąża nie służy twojej urodzie. Wyglądasz, jakbyś miała dziewczynkę – wszyscy wiedzą, że to dziewczynki odbierają matkom urodę.”


Zamarłam. Każde słowo wydawało się wbijać we mnie jak szpilka. Cała radość z oczekiwania na dziecko zaczęła topnieć pod ciężarem tych uwag. Myślałam, że mój mąż stanie po mojej stronie, ale on jedynie unikał tematu, jakby wstydził się konfrontacji z własną matką. Moje prośby, żebyśmy porozmawiali z nią i jasno postawili granice, pozostawały bez odpowiedzi.


Z każdym dniem teściowa zdawała się czerpać przyjemność z tych drobnych uwag. Każda zmiana w moim ciele, każde dodatkowe kilogramy czy zmiany na skórze były dla niej kolejnym pretekstem, by rzucić mi w twarz coś, co miało mi przypomnieć, że w jej oczach jestem „niedoskonała.” Często zdarzało się, że przeglądała stare zdjęcia i wzdychała, mówiąc: „To były czasy, kiedy miałaś urok. Teraz… no cóż, ciąża robi swoje.”


W końcu doszło do tego, że bałam się spojrzeć w lustro, bo w każdym odbiciu widziałam nie siebie, lecz zniekształconą wizję, jaką stworzyła we mnie teściowa. Uwierzyłam, że może faktycznie nie jestem wystarczająco dobra, że coś robię źle, że może nawet to dziecko, które noszę, przyniesie mi jeszcze więcej nieszczęścia. Radość z oczekiwania na dziecko zaczęła zmieniać się w ból i poczucie winy.


Pewnego dnia, kiedy teściowa znów stwierdziła, że na pewno urodzę dziewczynkę, bo „z każdą wizytą wyglądam coraz gorzej,” zebrałam się na odwagę. Powiedziałam, że jej słowa sprawiają mi ból, że każda uwaga o tym, jak wyglądam, jest dla mnie krzywdząca. Nie spodziewałam się jednak jej reakcji. Spojrzała na mnie z chłodnym uśmiechem i powiedziała: „Nie przesadzaj. Powinnaś być wdzięczna, że masz kogoś, kto ci mówi prawdę.”


Tej nocy, po raz pierwszy, mój mąż zobaczył, jak łzy spływają mi po policzkach. Zrozumiał, jak bardzo to wszystko mnie boli, jak bardzo jej słowa niszczą każdy dzień tego, co powinno być najszczęśliwszym okresem w naszym życiu. Obiecał, że porozmawia z matką i że od teraz będziemy trzymać granice.


To była moja walka o zachowanie godności, o spokój i o prawo do szczęścia. Mój wygląd się zmienił, ale każda zmiana była oznaką życia, które we mnie rosło, miłości, jaką czułam do tego maleństwa. I choć wiedziałam, że teściowa nigdy tego nie zrozumie, zrozumiałam ja sama – że jestem silniejsza, niż się spodziewałam, i że żadne słowa nie mogą zniszczyć mojej miłości do dziecka, które wkrótce przyjdzie na świat.