Tak się złożyło w moim życiu, że wcześnie zostałam bez rodziców. Inni krewni mieszkali daleko i mało interesowali się moim życiem. Dlatego od najmłodszych lat przyzwyczaiłam się polegać tylko na sobie. Wcześnie wyszłam za mąż. Po raz pierwszy od wielu lat poczułam troskę i miłość bliskiej osoby.
W wieku 19 lat znalazłam się w domu kogoś innego — mojego męża i jego matki. Należy wyjaśnić, że mój mąż Paweł był znacznie starszy ode mnie. Kiedy ja niedawno skończyłam szkołę średnią, on miał już 38 lat. Ale wcale mi to nie przeszkadzało.
Moja teściowa traktowała mnie bardzo dobrze. Znam wiele historii o złych teściowych, ale jakież było moje zdziwienie, gdy usłyszałam, że moja czule nazywa mnie córką. Mama Pawła, Walentyna, litowała się nade mną, nie obciążała mnie pracami domowymi i była bardzo szczęśliwa, że jej syn w końcu założył rodzinę.
- Sprzedajmy twoje mieszkanie, a za te pieniądze zrobimy dobudówkę do naszego domu — wielokrotnie namawiał mnie mój mąż. - W twoim małym mieszkaniu nie będzie dla nas miejsca. A ja nie mogę zostawić mamy. Wiesz, ona jest już w zaawansowanym wieku. A jeśli zamieszkamy razem w dużym domu, wszystko będzie dobrze.
Niestety, nie miałam nikogo, kto powiedziałby mi, że nie warto. W końcu mieszkanie było jedyną rzeczą, która została mi po rodzicach. To był cały mój majątek i nadzieja na nadchodzący dzień. Ale i tak uległam błaganiom męża i zgodziłam się sprzedać mieszkanie.
Całą sumę oddałam mężowi i teściowej, dla siebie nie zostawiłam ani grosza. Od tego czasu jej stosunek do mnie zmienił się diametralnie.
Teraz dla teściowej nie byłam już "córką". Robiła mi wyrzuty, że przychodzę na wszystko gotowe, żyję na ich koszt i niczego sobie nie odmawiam. Wygląda na to, że Walentyna zapomniała, że sprzedałam swoje mieszkanie na rzecz ich domu. Ale teściowa ciągle mi przypominała, że mieszkam pod jej dachem i powinnam być wdzięczna, że jej syn się ze mną ożenił.
Tak, a mój mąż zaczął traktować mnie, jakbym była nikim. - Jesteś jeszcze młoda, nie znasz życia — często lubił powtarzać. Tymczasem ja pracowałam, pomagałam w domu i w ogrodzie warzywnym. Ale kiedy poszłam na urlop macierzyński, coraz trudniej było mi tolerować przewinienia teściowej.
Jedną rzeczą, która mnie uszczęśliwiała, była moja ukochana córka. Poświęciłam się jej całą sobą. Czas mijał, a mój mąż z racji wieku zaczął chorować. Opiekowałam się nim, ale nie dożył 60. urodzin. Tak więc moja córeczka nie miała ojca. Ale jego matka Walentyna, która w tym czasie miała już ponad 80 lat, pozostała.
Sama nie zauważyłam, jak cicho zrobiło się w domu. Skończyły się zwykłe konflikty. Moja teściowa stawała się coraz cichsza, uległa i nie robiła mi żadnych wyrzutów. Wtedy po raz pierwszy usłyszałam od niej "dziękuję" za obiad, który przygotowałam.
Wkrótce stało się jasne, dlaczego moja teściowa tak bardzo się zmieniła. W przypływie smutku zapytała mnie, czy zamierzam oddać ją do domu opieki. W końcu jej syn odszedł, a ja byłam teraz gospodynią.
- Musisz być na mnie zła za dawne przewinienia. Nie sądzę, żebyś chciała teraz widzieć przy sobie wredną kobietę — powiedziała moja teściowa.
- Niech to wszystko spoczywa na twoim sumieniu — powiedziałam. Zapewniłam teściową, że nie pójdzie do żadnego domu opieki. Wtedy teściowa poczuła się zawstydzona i poprosiła mnie o wybaczenie.
Nie jestem osobą, która zostawia starą teściową na pastwę losu. Opiekowałam się nią jak własną matką. Niedawno w podzięce Walentyna podarowała mi swoje stare kolczyki, które są przekazywane w spadku.
- Jeśli kogoś spotkasz, wyjdź za mąż. Jesteś jeszcze młoda, będziesz miała czas na ułożenie sobie życia. Będziesz miała dobrą rodzinę, lepszą niż ta, którą miałaś z moim synem — dodała.
Niech mnie osądzają, ale wierzę, że pomaganie starszym, bez względu na to, jak źle nas traktują, jest naszym obowiązkiem jako młodego pokolenia. Postanowiłam więc sama zaopiekować się moją starszą teściową. Co sądzisz o pomaganiu komuś, kto w przeszłości źle cię traktował?