Wśród wzruszenia, modlitw i śpiewu wydarzyło się coś, co wielu odczytało jako znak z nieba — przypominający scenę sprzed dwudziestu lat, kiedy świat żegnał św. Jana Pawła II.
Msza żałobna rozpoczęła się punktualnie o 10:00. Na prostym cyprysowym tronie, zgodnie z wolą Franciszka, spoczął Ewangeliarz — księga symbolizująca jego całe życie oddane służbie Ewangelii. Homilia kardynała Giovanniego Battisty Re przypominała o wielkim sercu papieża, jego oddaniu najuboższym i determinacji w obronie stworzenia. Tłumy wiernych, liczące około 200 tysięcy osób, towarzyszyły papieżowi w jego ostatniej drodze.
I właśnie wtedy, gdy słowa modlitw niosły się w niebo, stało się coś niezwykłego. Delikatny, a zarazem wyraźny podmuch wiatru poruszył kartkami Ewangeliarza. Strony przewracały się jedna po drugiej, jakby niewidzialna dłoń wędrowała przez kolejne rozdziały życia papieża. A potem – równie nagle – księga zatrzasnęła się.
Wśród zgromadzonych zapanowała cisza. Wielu nie kryło łez. Powtórzył się obraz sprzed dwóch dekad, gdy podobne zamknięcie księgi na trumnie Jana Pawła II uznano za znak duchowego zakończenia ziemskiej misji papieża. Dziś ten gest odczytano podobnie: jako potwierdzenie, że historia Franciszka została w pełni napisana — i złożona w rękach Boga.
Franciszek do końca pozostał wierny swoim ideałom: prostocie, pokorze i miłości do ludzi. Nawet wybór miejsca pochówku — Bazyliki Matki Bożej Większej, tak bliskiej jego sercu — potwierdzał jego wierność Matce Bożej i duchową skromność.
Zamykanie księgi w kulturze chrześcijańskiej to symbol dopełnienia życia w zgodzie z Ewangelią. Dzisiejszy gest, wykonany jakby ręką samego Ducha Świętego, stał się jednym z najpiękniejszych momentów ostatniego pożegnania Franciszka.
Na Placu Świętego Piotra pozostaje echo modlitw i głęboka wdzięczność. Papież, który uczył, że "nikt nie jest zbyt mały, by czynić dobro", dziś zamknął swoją księgę — a jego przesłanie będzie żyć w sercach wiernych jeszcze przez pokolenia.