Tym razem prezes Prawa i Sprawiedliwości, Jarosław Kaczyński, odniósł się do kontrowersyjnego wpisu Donalda Tuska dotyczącego prokurator Ewy Wrzosek. Odpowiedź była krótka, ale mocna: „Nie ma sensu psuć sobie niedzieli i zajmować się wpisami powszechnie znanej osoby. Przyjdzie czas na sprawiedliwość i przyjdzie czas na karę”.
To zdanie, choć pozornie lakoniczne, wywołało polityczną burzę i stało się jedną z najczęściej komentowanych wypowiedzi dnia. Odpowiedź Kaczyńskiego pojawiła się po tym, jak Donald Tusk opublikował w serwisie X wpis, w którym bronił prokurator Ewy Wrzosek i jednocześnie uderzył w krytyków jej osoby, zarzucając im brak konsekwencji i milczenie, gdy PiS obsadzał kluczowe stanowiska „radykalnie neutralnymi fachowcami”.
Wpis premiera podzielił komentatorów i środowiska polityczne. Konrad Berkowicz z Konfederacji określił całą wymianę jako „spór o poziom łajdactwa”. Z kolei Anna-Maria Żukowska z Lewicy zasugerowała, że premier powinien bardziej wsłuchać się w głos środowiska prawniczego, które apeluje o „normalność” i dialog, a nie kolejną polityczną „nawalance”.
Nie zabrakło też głosów z mediów. Patryk Słowik z „Wirtualnej Polski” przypomniał o nierozstrzygniętych kwestiach wokół maila, jaki miał rzekomo trafić od Bartłomieja Sienkiewicza do Ewy Wrzosek. Marta Gordziewicz z TVN24 zauważyła, że temat niezależności prokuratury był podnoszony również za rządów PiS. Maciej Bąk z Radia Zet nie krył rozczarowania, nazywając wpis Tuska „złym i niedojrzałym”.
W tle tej wymiany zdań znajduje się szerszy problem – upolitycznienia instytucji państwowych oraz narastającego chaosu w przestrzeni publicznej. Śmierć Barbary Skrzypek, wieloletniej współpracowniczki Jarosława Kaczyńskiego, i toczące się wokół niej spekulacje, jeszcze bardziej zaogniły debatę o granicach odpowiedzialności, stylu sprawowania władzy i granicach publicznej krytyki.
Choć Jarosław Kaczyński stwierdził, że „nie ma sensu psuć sobie niedzieli”, trudno oprzeć się wrażeniu, że właśnie ta niedziela stała się dniem, w którym polityczna temperatura znów poszybowała w górę. A „czas kary”, o którym wspomniał prezes PiS, może w opinii wielu oznaczać nie tylko polityczny rewanż, ale także dalszą eskalację konfliktu, którego końca wciąż nie widać.