Nigdy nie lubiłam mojego szwagra, więc chciałam zrobić wszystko, aby jego plany się nie spełniły. Co więcej, nie ma on nic wspólnego z tym mieszkaniem. Jest to majątek mojej siostry, który posiadała przed ślubem.

Lidka, moja siostra, zawsze była ufna. Nigdy w niczym nie szukała podwójnego dna. Przyzwyczaiła się do działania bezpośrednio, bez cienia przebiegłości. I widziała te same cechy u ludzi wokół.

Jakieś dziesięć lat temu ona i ja zostałyśmy sierotami. Pierwszą ofiarą była moja matka. Pięć lat później i tata. Dostałyśmy w spadku jednopokojowe mieszkanie od naszych babć i dwupokojowe mieszkanie od naszych rodziców.

Sprzedałyśmy je natychmiast. Pieniądze zostały podzielone. Każda wydała je według własnego uznania. Lidka kupiła samochód, powiększyła mieszkanie. Jednopokojowe mieszkanie wystarczyło mojej siostrze.

Wyszłyśmy za mąż w odstępie dwóch lat. Ja wcześniej. Jej wybraniec nie przypadł mi od razu do gustu. Przypomniał mi fretkę. Równie przebiegły, wybredny, zawsze stawia na swoim. Wygląd również jest taki sam.

Powiedziałam siostrze, żeby na niego uważała. Ale była tak zaślepiona miłością, że nie chciała niczego słuchać. Nie rozumiem, co ona w nim widziała.

Zamieszkali w mieszkaniu siostry. Szwagier nie miał nic. Wcześniej mieszkał z matką. Od tej kobiety od razu widać, po kim tak przebiegły jest szwagier.

Z biznesową miną zlustrowała swoją przyszłą synową, mieszkanie i samochód i najwyraźniej zdecydowała, że ​​jest to idealne dopasowanie dla jej pupilka.

Przez pierwszy rok ich małżeństwa kontaktowałam się tylko z moją siostrą. Nie można było znaleźć zbyt wiele czasu na spotkania.

Oboje mają pracę, rodzinę, kłopoty. Z jej opowieści zrozumiałam, że byli szczęśliwi w małżeństwie, mieszkali razem, a teściowa usunęła się w cień.

Po chwili zauważyłam, że moja siostra była w jakiś sposób spięta. Po rozmowie z nią dowiedziałam się, że jej mąż mówił o dzieciach. Niby nie ma w tym nic złego, jednak sposób prezentacji informacji był dziwny.

Trzeba było sprzedać mieszkanie i kupić większe, bo przyjdą dzieci i byłoby za ciasno, żeby z nimi mieszkać w takich warunkach. Co więcej, musi sprzedać, następnie zaciągnąć kredyt hipoteczny, a następnie urodzić.

Siostra zrozumiała, że ​​aby urodzić dziecko, musi jak najwięcej spłacić pożyczkę, a to zajmie bardzo dużo czasu. Choć jej mąż obiecał, że przyjmie trzy prace, żeby przyspieszyć ten proces, to i tak zajmuje to dużo czasu.

Natychmiast zaczęłam sprowadzać ją na ziemię. Po co sprzedawać, bo to dach nad głową. Dziecko może urodzić się w takich warunkach. Chociaż jest ciasno, nadal będzie z rodzicami.

Potem kiedy wróci do pracy, będzie mogła zarabiać pieniądze i oszczędzać na kredyt hipoteczny. Będąc na urlopie macierzyńskim, pozwól mężowi zdobyć wszystkie obiecane prace i zarabiać pieniądze.

Ponadto zasugerowałam siostrze, że takie sformułowanie pytania wygląda bardzo podejrzanie. Jej majątek zostanie sprzedany, a w zamian – majątek wspólny.

Lidka nie rozważała propozycji męża w tym świetle. Oczywiście nie chciała wierzyć, że mąż robi wszystko według kalkulacji.

Ale spodobała jej się opcja kredytu hipotecznego po urlopie macierzyńskim. Dodałam też oliwy do ognia, mówiąc, że mieszkanie można przekazać dziecku, a nie sprzedać, żeby było mu później łatwiej.

Siostra powiedziała wszystko mężowi. Pewnie też mu powiedziała, że ​​to mój pomysł, bo zaczął krzyczeć, że ona nie rozumie, komu ma wierzyć, że powinna ufać swojemu mężowi.

Przestraszył się i poszedł do matki. To prawda, że ​​wrócił kilka dni później. Pogodzili się. Nie powrócił już do kwestii mieszkania, ale mnie omija szerokim łukiem.