Coraz więcej wskazówek płynie z zupełnie innego źródła – firm bukmacherskich. I to właśnie one mogą dziś przewidzieć więcej niż niejeden ekspert polityczny. Dlaczego? Bo za ich prognozami stoją… prawdziwe pieniądze.
Jak donosi „Gazeta Wyborcza”, bukmacherzy nie traktują wyborów jak zabawy. Kursy ustalane są przez analityków, którzy obserwują każdy detal: frekwencję, trendy medialne, aktywność kandydatów i nastroje wyborców. Firma STS w ostatnich 30 dniach przeznaczyła ponad 621 tys. zł na reklamy na Facebooku i Instagramie – więcej niż większość kandydatów na kampanie w social mediach. To nie przypadek, ale znak, że wybory stały się nową formą społecznego zakładu.
Co ciekawe, największe zainteresowanie wzbudza nie sport, lecz polityka. Zakłady na zwycięstwo Trzaskowskiego czy Nawrockiego cieszą się ogromnym powodzeniem. I jak zauważają eksperci – właśnie te kursy są dziś papierkiem lakmusowym społecznego nastroju.
W środę za wygraną Rafała Trzaskowskiego można było dostać 18 zł za każde postawione 10. W czwartek kurs spadł do 1,65. Oznacza to: jego szanse rosną. Z kolei Karol Nawrocki – faworyt prawicy – notował wzrost kursu do 2,25, co w języku bukmacherów oznacza malejące prawdopodobieństwo zwycięstwa.
Dla wielu wyborców to sygnał, że mimo ofensywy komunikacyjnej PiS, kandydat Koalicji Obywatelskiej ma realne szanse na zwycięstwo. A skoro bukmacherzy ryzykują własne środki – nie mogą pozwolić sobie na błędne kalkulacje.
Z perspektywy zwykłego obywatela to ciekawy moment: świat polityki zderza się z rzeczywistością pieniędzy i marketingu. A społeczeństwo, które dotąd obstawiało mecze, dziś stawia na prezydenta.
1 czerwca poznamy wynik. Ale już dziś wiadomo: emocje są większe niż przy finałach Mistrzostw Świata.