Całe życie poświęciłam swoim dzieciom, Ani i Markowi. Po śmierci męża, kiedy zostaliśmy tylko we troje, czułam, że muszę być dla nich matką i ojcem jednocześnie. Pracowałam dniami i nocami, rezygnując z własnych potrzeb, marzeń, a czasem nawet zdrowia. Wszystko po to, by mieli lepsze życie.
Z czasem, gdy dorastali, robiłam kolejne poświęcenia. Sprzedałam kawałek ziemi, który odziedziczyłam po rodzicach, żeby opłacić Ani studia medyczne. Marek, gdy zakładał własną firmę, potrzebował pieniędzy na start – sprzedałam rodzinne pamiątki i wycofałam oszczędności, by mu pomóc. Nie żałowałam ani jednego grosza, ani jednej decyzji. Uważałam, że dzieci są najważniejsze, a ja sobie poradzę.
Kiedy ich życie nabrało tempa, zaczęli odwiedzać mnie coraz rzadziej. Ania tłumaczyła się pracą w szpitalu, Marek mówił, że firma pochłania go całkowicie. Na początku próbowałam ich usprawiedliwiać. „Są zajęci, mają swoje sprawy,” mówiłam sobie. Ale z czasem te wymówki zaczęły boleć coraz bardziej.
Pewnego dnia poczułam się gorzej. Ból w plecach, który ignorowałam od tygodni, stał się nie do zniesienia. Zadzwoniłam do Ani, licząc na jej pomoc jako lekarza i córki.
– Aniu, chyba coś jest nie tak z moim kręgosłupem – powiedziałam cicho.
– Mamo, jestem w pracy. Zadzwonię później, dobrze? – odpowiedziała szybko i odłożyła słuchawkę.
Czekałam cały dzień, ale telefon nie zadzwonił. Marek, którego również próbowałam powiadomić, odpowiedział po dwóch dniach.
– Mamo, powinnaś pójść do lekarza. Ja teraz mam ważne spotkania, ale zadzwoń, jak coś ustalisz.
Czułam, jak moje serce pęka. Przez całe życie byłam dla nich. Zawsze, gdy mnie potrzebowali, byłam na każde zawołanie. A teraz, kiedy ja potrzebowałam ich choć przez chwilę, nie mieli dla mnie czasu.
Tamtego wieczoru siedziałam w pustym domu, otoczona wspomnieniami. Każda fotografia na ścianie przypominała mi o chwilach, kiedy byliśmy rodziną. Pamiętałam, jak pomagałam Ani z nauką do egzaminów, jak Marek przychodził do mnie po radę. Teraz czułam się jak cień we własnym życiu, niepotrzebna, zapomniana.
Zdecydowałam się porozmawiać z nimi. Zaprosiłam ich na niedzielny obiad, licząc, że w końcu znajdą czas. Kiedy w końcu zasiedliśmy przy stole, powiedziałam wprost:
– Dzieci, czuję, że mnie nie ma w waszym życiu. Oddałam wam wszystko, co miałam. Teraz, gdy was potrzebuję, czuję, że mnie nie słyszycie.
Ania spojrzała na mnie z zakłopotaniem.
– Mamo, przecież wiesz, że cię kochamy. Po prostu mamy tyle obowiązków.
Marek dodał swoje:
– Mamo, nie możemy zawsze być na każde zawołanie. Musisz zrozumieć, że my też mamy życie.
Ich słowa były jak cios. Czy naprawdę nie rozumieli, że ja również potrzebuję ich obecności? Nie pieniędzy, nie wielkich gestów, tylko czasu – chwili, by poczuć, że nadal jestem ich matką, a nie kimś, o kim zapomnieli.
Po tym spotkaniu przestałam dzwonić. Przestałam prosić o pomoc. Skupiłam się na sobie, choć w sercu wciąż bolało. Pewnego dnia Ania odwiedziła mnie niespodziewanie.
– Mamo, dlaczego się nie odzywasz? – zapytała.
– Bo już nie wiem, czy moje słowa mają dla was znaczenie – odpowiedziałam spokojnie, ale z bólem.
Ania zrozumiała. Spojrzała na mnie ze łzami w oczach i powiedziała:
– Mamo, przepraszam. Zawsze myślałam, że jesteś silna, że nie potrzebujesz pomocy.
Tamten moment był początkiem drobnych zmian. Marek zaczął dzwonić częściej, Ania odwiedzała mnie w weekendy. Choć nie wszystko wróciło do normy, poczułam, że wciąż mogę być dla nich ważna.
Nauczyłam się jednego – miłość rodzica nie zna granic, ale rodzic też ma prawo do miłości, wsparcia i uwagi. Nawet jeśli dzieci czasem o tym zapominają.