Kiedy urodził się mój wnuczek, byłam w siódmym niebie. Czekałam na ten moment całe życie – w końcu miałam kogoś, komu mogłam przekazać swoje doświadczenia, tradycje, kogoś, kogo mogłam rozpieścić. Często wspominałam, jak to było, gdy mój syn był mały – jak uwielbiał domowe obiady, słodkie ciasteczka, które piekłam specjalnie dla niego, jak zajadał się wszystkim, co przygotowałam. Teraz jednak rzeczywistość okazała się zupełnie inna, pełna zasad, których nigdy nie rozumiałam i które wydawały mi się niepotrzebne.


Od samego początku synowa podchodziła do wychowania wnuczka w sposób, który wydawał mi się obcy. Nie pozwalała mu jeść mięsa ani słodyczy, tłumacząc to jakimiś względami zdrowotnymi, które dla mnie były zupełnie niezrozumiałe. Nie mogłam pojąć, jak można zabraniać dziecku czegoś tak podstawowego. Przecież mięso jest źródłem siły, a słodycze to część dzieciństwa – mały kawałek przyjemności, który każdy z nas kiedyś dostawał od babci czy dziadka. Sama wychowałam moje dzieci na tradycyjnych potrawach, pełnych smaków i zapachów, które zawsze budziły radość.


Pewnego dnia, kiedy przyszli w odwiedziny, przygotowałam na stole wszystko, co najlepsze. Domowy rosół, kotlety schabowe, a na deser – moje specjalne ciasto z malinami i bitą śmietaną. Wnuczek patrzył na jedzenie z ciekawością, a ja już cieszyłam się na myśl, że spróbuje moich potraw. Ale jego mama szybko interweniowała.


– „Nie, nie wolno mu mięsa. I słodyczy też nie,” powiedziała, zabierając mu talerz.


Byłam zdruzgotana. Patrzyłam na wnuczka, który zerkał na ciasto, a jego oczy błyszczały z tęsknotą. Czułam, że odbiera mu coś ważnego, że zabrania mu doświadczenia tych drobnych przyjemności, które są przecież częścią dorastania. Dla mnie to było jak pozbawienie go czegoś, co zawsze miało znaczenie.


– „Ale dlaczego?” – zapytałam, starając się nie okazywać irytacji. „Przecież to tylko mały kawałek mięsa. I odrobina ciasta nie zaszkodzi.”


– „To moja decyzja. Takie mamy zasady,” odpowiedziała chłodno, jakby nie rozumiała, że chcę dla niego tylko dobrze.


Po tamtym dniu poczułam, że jestem obca w życiu mojego wnuczka, jakby wszystko, co dla mnie było normalne, nagle straciło znaczenie. Nie mogłam pojąć, dlaczego nowe pokolenie podchodzi do życia z taką rezerwą, dlaczego wprowadzają zasady, które odbierają dzieciom radość z jedzenia i prostych przyjemności. Czułam się jak intruz, jak ktoś, kto nie ma prawa przekazać wnuczkowi tej czułości, którą zawsze niosą proste gesty – wspólny posiłek, ulubiony deser od babci.


Dziś, za każdym razem, gdy widzę wnuczka, moje serce boli. Chciałabym dać mu więcej, chciałabym, żeby znał smak dzieciństwa, które jest pełne zapachów, smaków i małych przyjemności. Ale wiem, że to nie ja podejmuję decyzje, że moje tradycje i wartości zderzyły się ze ścianą nowoczesnych zasad, które dla mnie zawsze pozostaną niezrozumiałe.