Śmierć 39-letniej Natalii P.-R. z Gortatowa, której poszukiwania śledziła cała Polska, wstrząsnęła opinią publiczną i wciąż rodzi pytania, czy tego dramatycznego przebiegu zdarzeń można było uniknąć.


Natalia P.-R., znana ekspertka finansowa, zaginęła w piątek, 14 czerwca. Ostatni raz rozmawiała wtedy ze swoją siostrą, przebywającą w Holandii. Podczas rozmowy wideo Natalia prowadziła samochód, później wysłała wiadomość i kontakt z nią się urwał. W jej garażu stał zaparkowany samochód, a w mieszkaniu znajdowały się jej płaszcz i torebka. Zniknął jedynie portfel.


Służby rozpoczęły intensywne poszukiwania 39-latki, które z każdym dniem angażowały coraz większą liczbę osób. Do Polski przyjechała siostra zaginionej, pomóc chcieli sąsiedzi i mieszkańcy Gortatowa. Wszyscy wierzyli, że sprawa doczeka się szczęśliwego rozwiązania. Niestety, 19 czerwca na przedmieściach Poznania, śledczy odnaleźli ciało Natalii.


Zaraz po makabrycznym odkryciu zatrzymano 60-letniego męża kobiety, Adama R. Mężczyzna wkrótce przyznał się do zabójstwa żony i dokładnie opisał, jak do niego doszło. Udusił kobietę podczas kłótni w kuchni, gdy ta wróciła do domu. Ich 10-letni syn w tym czasie spał. W małżeństwie od dłuższego czasu nie układało się najlepiej. Natalia zażądała od męża rozwodu, spotykała się z innym mężczyzną, co dla Adama R. było nie do zaakceptowania.


Jak podaje "Gazeta Wyborcza", niedługo przed śmiercią 39-letnia doradczyni finansowa sporządziła testament, w którym wykluczyła Adama R., a dom w Gortatowie zapisała 10-letniemu synowi. Do wszystkiego dołączyła kartkę informującą, że jeśli coś jej się stanie, to należy podejrzewać jej męża. Testament zostawiła w kopercie w biurze, w którym pracowała.


Wygląda na to, że Natalia wyczuwała zagrożenie ze strony swojego przyszłego mordercy. Jak mówi w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" znajomy kobiety, Natalia nie do końca jednak wierzyła, że Adam R. jest w stanie posunąć się aż tak daleko.