Witodl Pyrkosz nazywany był królem polskich seriali. Był zarówno pierwszoplanowym, jak i drugoplanowym aktorem, gdzie także błyszczał i każdy go pamiętał.
Genialny aktor, który nie uczył się ról na pamięć
Przyszedł na świat 24 grudnia 1926 roku w Krasnymstawie, jednak datę jego urodzenia wpisano na 1 stycznia 1927 roku. Był popularnym aktorem filmowym, teatralnym, a także użyczał swojego głosu jako aktor dubbingowy.
Przed rozpoczęciem kariery aktorskiej, imał się różnych zajęć. Mówił o sobie, że był trochę leniwy, do zadań podchodził praktycznie i nie robił więcej, niż należało w danej sytuacji. Lubił dobrą zabawę i sądził, że jest "tempym nieukiem". W 1954 roku skończył krakowską szkołę aktorską tylko dlatego, że był przekonany o małej ilości wiedzy, jaką będzie tam musiał posiąść. Już rok później zadebiutował w kieleckim Teatrze Im. Stefana Żeromskiego.
Pierwszym filmen, w którym zagrał Witold Pyrkosz, był "Cień" Jerzego Kawalerowicza. Nie traktował swojego zawodu zbyt serio, gdyż był samokrytyczny, a maniera aktorska jego kolegów po fachu mocno go irytowała. Twierdził, że to spora przesada. Dobrze odnajdował się zarówno w rolach dramatycznych, jak i komediowych, w których sprawdzał się wyśmienicie. Postać Balcerka odegrana w serialu "Alternatywy 4", zdecydowanie zapadła w pamięć widzów mimo, że w produkcji wzięła udział prawdziwa plejada gwiazd. Jędruś Pyzdra również zdobył serca widzów serialu "Janosik".
Bardzo często nie czytał całego scenariusza, ograniczając się do własnych kwestii i tych związanych z jego postacią. Nie uczył się ich na pamięć i nie ćwiczył ról w domu, co skutkowało połowiczną improwizacją. Przyznał w jednym z wywiadów, że bez sprzyjającego mu w życiu szczęścia, nie dałby sobie rady w zawodzie aktora.
Zmarł 22 kwietnia 2017 roku w wieku 90 lat. Miał na swoim koncie ponad 100 ról, a każda z nich była niezapomniana. Jego grób znajduje się na cmentarzu w rodzinnej miejscowości pod Warszawą.
O tym się mowi: Mieszkańców jednego z polskich miast czekają podwyżki opłat za wywóz śmieci. Niektórzy zapłacą nawet cztery razy więcej