To nie jest tylko zestawienie suchych danych — to lustrzane odbicie jednej z najbardziej przemilczanych relacji w polskim życiu publicznym: finansowych powiązań państwa z Kościołem. Najnowszy raport Najwyższej Izby Kontroli, przygotowany na zlecenie marszałka Sejmu Szymona Hołowni, ujawnia, że w latach 2021–2023 rząd Mateusza Morawieckiego przekazał Kościołom i związkom wyznaniowym co najmniej 17,5 miliarda złotych. Lwią część tej kwoty – 16,5 miliarda zł – otrzymał Kościół katolicki.
To pieniądze, które płynęły z różnych kierunków, cichym nurtem, niemal niezauważone przez opinię publiczną. Aż do teraz.
Z pozoru nic nadzwyczajnego – dotacje, subwencje, fundusze, pensje. Ale kiedy NIK zebrała wszystkie transfery w jedną całość, wyłonił się obraz systemowego wsparcia, którego skala zaskakuje nawet doświadczonych analityków.
- 2,6 mld zł – dotacje z budżetu państwa i ministerstw dla organizacji kościelnych,
- 2 mld zł – na prowadzenie szkół przez podmioty wyznaniowe,
- ponad 1 mld zł – subwencje dla uczelni katolickich,
- 176 mln zł – pensje dla kapelanów w wojsku, szpitalach, więzieniach,
- 5,97 mld zł – na wynagrodzenia dla nauczycieli religii,
- 2 mld zł – wartość nieruchomości, gruntów i darowizn przekazanych przez samorządy.
Najbardziej kontrowersyjny okazał się Fundusz Kościelny, który w ciągu trzech lat wydał 585 mln zł na składki ZUS i zdrowotne dla ponad 23 tys. duchownych. Jak zaznacza raport NIK, mechanizm działania funduszu pozostaje poza realną kontrolą państwa.
Dziennik „Rzeczpospolita”, który ujawnił szczegóły raportu, podkreśla, że Fundusz Kościelny działa w oderwaniu od współczesnych standardów przejrzystości. Środki są przekazywane bez precyzyjnych audytów, a państwo nie ma realnego wpływu na sposób ich wykorzystania. Co więcej – pomimo ogromnych kwot, przez dekady nie opracowano nowoczesnego mechanizmu rozliczania tych wydatków. W opinii ekspertów to relikt PRL-u, który przetrwał transformację, zmiany rządów, a nawet reformy budżetowe – nietykalny i niewidzialny.
Decyzja marszałka Sejmu o zleceniu raportu może być początkiem czegoś więcej niż tylko informacyjnej burzy. To sygnał polityczny – w czasach deficytów, cięć i napięć budżetowych, relacje finansowe z Kościołem mogą zostać poddane gruntownej rewizji. Jak wskazują komentatorzy, władze będą musiały zmierzyć się z pytaniem: czy państwo może i powinno nadal tak hojnie wspierać Kościół?
Tym bardziej, że znaczna część społeczeństwa oczekuje dziś nie uprzywilejowania, lecz równego traktowania wszystkich obywateli i organizacji – niezależnie od światopoglądu.
Raport NIK to nie tylko dokument urzędowy – to impuls do debaty, która w Polsce była przez lata marginalizowana lub tłumiona. Pokazuje, jak ogromny wpływ mają nieformalne mechanizmy wsparcia na budżet państwa, i jak niewiele o nich wiadomo opinii publicznej.
Czy po 17,5 miliarda złotych pojawi się w końcu rachunek sumienia – nie tylko dla rządu, ale i dla Kościoła? Czy Polska dojrzała do rozmowy o finansowej przejrzystości instytucji religijnych?
Jedno jest pewne: ten raport zamknął erę ciszy. I otworzył drzwi do dyskusji, która może zmienić oblicze państwa.