Nie żyje Tomasz Jakubiak – kucharz, którego głos, styl i smak znali wszyscy, którzy kochają gotowanie. Miał 41 lat. Zmarł po ciężkiej walce z chorobą nowotworową, którą toczył z odwagą i godnością do ostatnich chwil. Jego śmierć pogrążyła w żałobie nie tylko bliskich i fanów, ale też ekipę programu „MasterChef”, z którym był zawodowo i emocjonalnie związany. Ich wpis w mediach społecznościowych to jedno z najbardziej poruszających pożegnań, jakie ukazały się po jego odejściu.

Tomasz Jakubiak był jednym z tych ludzi, którzy nie tylko gotowali, ale też budowali relacje – na planie, na scenie, w kuchni i poza nią. Był barwny, serdeczny, autentyczny. Kiedy wszedł do zespołu „MasterChefa”, miał już za sobą własne programy i sukcesy. A jednak od początku zachowywał się tak, jakby był „swój” – rozbrajający, życzliwy, z błyskiem w oku.

„Kupował serca wszystkich, jakby to były jabłka na Starym Kleparzu” – napisano we wzruszającym pożegnaniu.

„Po prostu przychodził, zagadywał, żartował. I zawsze pamiętał. Urodziny, upodobania, zajawki, imiona dzieci”.

Choć wszyscy wiedzieli, że walczy z poważną chorobą, nikt nie chciał usłyszeć tej ostatecznej wiadomości. Gdy nadszedł telefon, nastała – jak to ujęli – „cisza długa i hałaśliwa”. Taka, która zostaje między słowami, między ludźmi, między wspomnieniami.

„Wpatrujemy się w krzesło jurorskie, na którym już nigdy nie usiądzie Tomek” – czytamy dalej.

„Ta bliska i widoczna nieobecność jest najboleśniejsza, ale jednocześnie wiemy, że Tomek w jakiś sposób zawsze tu będzie”.

To nie tylko gest pożegnania. To rodzaj wdzięczności – za jego obecność, za historię, którą razem stworzyli, za śmiech, którego nie da się zapomnieć. Zespół programu nie mówi „żegnaj”. Mówi: „Do zobaczenia. Gdzieś. Kiedyś. Jakoś.”

Tomasz Jakubiak był nie tylko częścią telewizyjnego formatu. Był przyjacielem, kompanem, duszą towarzystwa. I choć fizycznie go już nie ma, pozostawił po sobie smak – nie tylko w kuchni, ale i w sercach tych, którzy mieli zaszczyt być blisko niego.