Wszystko przez poruszające nagranie, które opublikowała w swoich mediach społecznościowych. Aktorka po raz pierwszy tak otwarcie opowiedziała o kulisach trwającej batalii sądowej, dotyczącej kontaktów jej syna Vincenta z rodziną ojca – Antoniego Królikowskiego.
Sprawa, która do tej pory toczyła się głównie w zaciszu sądowych sal i mediów plotkarskich, teraz została nagłośniona przez samą Opozdę. Aktorka nie ukrywa, że jest zmęczona sytuacją i czuje się bezsilna. Tym razem odniosła się do decyzji sądu, który przyznał Małgorzacie Ostrowskiej-Królikowskiej – babci Vincenta – prawo do kontaktów z wnukiem.
W swoim emocjonalnym oświadczeniu Opozda wyraziła głęboki niepokój co do formy, w jakiej mają odbywać się spotkania dziecka z babcią. Podkreśliła, że jej trzyletni syn od dwóch lat nie miał kontaktu z Ostrowską-Królikowską, a tym samym jest dla niego osobą obcą.
– Mam zawieźć dziecko pod wskazany adres, zostawić je same, bez żadnego przygotowania, bez zapoznania? Przecież to może być dla niego traumatyczne doświadczenie – mówiła z przejęciem.
Dodatkowo, jak podkreśla, sąd wyznaczył godziny spotkań w czasie... drzemki Vincenta – od 12:00 do 14:00. Opozda już wcześniej informowała o tym fakcie, jednak – jak twierdzi – nikt nie wziął go pod uwagę.
Jednak najmocniejsze słowa padły w kierunku byłego partnera, Antoniego Królikowskiego. Opozda zarzuciła mu brak zaangażowania w życie dziecka i zwróciła uwagę na absurd sytuacji, w której to ona ma organizować kontakty Vincenta z rodziną byłego partnera.
– To jego matka, jego rodzina, jego sprawa. Jeśli Antek chce, by jego mama miała relację z wnukiem, niech sam najpierw zadba o relację z własnym dzieckiem – podkreśliła stanowczo.
Aktorka podkreśliła, że to ona przez ostatnie lata dźwigała całą odpowiedzialność za wychowanie syna, nie otrzymując wsparcia, na które liczyła.
Opozda nie zakończyła swojej relacji jedynie na gorzkich słowach. Zdecydowała się na odważny krok – skierowała publiczny apel do Rzecznika Praw Dziecka. Zwróciła uwagę, że decyzje sądu nie biorą pod uwagę dobra dziecka, a w tym przypadku mogą wręcz zaszkodzić.
– Czuję, że stoję pod ścianą. Strzelają do mnie i do mojego dziecka. Kto ma nas chronić, jeśli nie instytucje powołane do obrony praw najmłodszych? – pytała dramatycznie.
Widać wyraźnie, że ta sprawa jeszcze się nie zakończyła. Joanna Opozda, dotąd ostrożna w wypowiedziach o prywatnym życiu, zdecydowała się powiedzieć głośno, co ją boli. I choć słowa te odbiły się szerokim echem, trudno nie przyznać jej racji w walce o dobro dziecka.
Wydaje się, że prawdziwa batalia toczy się już nie tylko w sądzie, ale także w przestrzeni publicznej. A internauci – jak zwykle – podzieleni.