Ojciec dziecka zniknął szybciej, niż się pojawił.
A ona… nie była gotowa. Ani emocjonalnie, ani życiowo.
I wtedy ja przejęłam wszystko.
Mój wnuk był malutki, bezbronny, cały czas płakał.
Pamiętam pierwsze noce – nieprzespane, pełne lęku, że coś zrobię źle.
Choć byłam już po pięćdziesiątce, trzymałam go na rękach jak największy skarb.
I tak przez kolejne lata stałam się mamą po raz drugi, choć oficjalnie byłam tylko babcią.
Uczyłam go mówić.Prowadziłam do przedszkola. Płakałam po kryjomu, gdy miał gorączkę. Byłam na wszystkich wywiadówkach. Na przedstawieniach szkolnych. Na jego pierwszym meczu. Dawałam wszystko, co miałam – i jeszcze więcej.
Moja córka wyjechała za granicę. Wracała raz na rok. Z czasem kontakt się urwał.
A on był tylko mój. Mój chłopczyk. Moja miłość. Moje dziecko. Aż dorósł.
Wyszło na jaw, że jego mama wraca i chce zbudować z nim relację od nowa.
Zgodziłam się. Przecież miał prawo ją poznać.
Ale wszystko zaczęło się zmieniać.
Coraz mniej rozmów. Coraz więcej telefonów. Coraz bardziej obce spojrzenia.
Aż pewnego dnia, gdy zapytałam:
— „Pomożesz babci wnieść zakupy?”
Spojrzał na mnie, jakby mnie nie znał, i odpowiedział:
— „Proszę pani, jestem zajęty.”
Proszę pani. Nie „babciu”. Nie „mamo”, jak czasem mówił przez sen, gdy był mały. Nie „kochana”.
„Proszę pani.”
Poczułam, jak świat się kruszy. Jak serce pęka na tysiące kawałków, których nikt nie pozbiera. Nie powiedziałam nic. Tylko skinęłam głową i odwróciłam się, by nie widział łez.
Bo on nie zrozumie, co właśnie straciłam. A może już dawno straciłam. Dziś mieszkam sama. Czasem jeszcze dzwoni. Rzadko.
Nie mówi „babciu”. Mówi „dzień dobry”.
Jakbyśmy byli tylko dwiema osobami, które kiedyś przypadkiem się spotkały. A przecież to ja byłam jego domem, kiedy nie miał nikogo. Tylko że dzieci nie pamiętają poświęcenia.
One pamiętają to, czego nie dostały później. I nawet jeśli dałaś wszystko, i tak możesz zostać „proszę pani”.