Jego krewni nie są alkoholikami, po prostu myśleli, że wszystko będzie im dane bez żadnego wysiłku. Ale jak wiesz, nic na tym świecie nie przychodzi łatwo.

A mój mąż, mając ogromny potencjał, zawsze słuchał swoich krewnych, którzy całe życie żyli w biedzie i liczyli każdy grosz. Mój mąż nadal ciężko pracuje, ale warto znaleźć do tego motywację. W jego rodzinie nikt nie szukał motywacji.

Jego rodzina umiała tylko narzekać. Rodzice mojego męża zawsze obwiniali wszystkich, tylko nie siebie, a co najważniejsze, nigdy nie próbowali niczego zmienić.

Mąż ma młodszego brata i jego życie również nie jest najlepsze. Ożenił się, ale żona zostawiła go po kilku latach i odeszła do bardziej udanego mężczyzny.

Od tego czasu uważa, że wszystkie kobiety na tym świecie potrzebują tylko pieniędzy od mężczyzn.

Ale ja kochałam mojego męża na tyle, by go nie zostawić. Więc ciężko pracowałam i udało mi się wyciągnąć męża z takiego bagna. Ale nie przyszło mi to od razu.

Po kilku latach wspólnego życia zdałam sobie sprawę, że jeśli nic się nie zmieni w takim życiu, to do późnej starości będziemy liczyć każdy grosz, pomimo tego, że mieszkamy w małym miasteczku, łatwo tu znaleźć dobrze płatną pracę.

Krótko mówiąc, rodzina mojego męża wierzy, że jeśli nie urodziłeś się w bogatej rodzinie, nie staniesz się bogaty. Przez pierwsze lata mój mąż pracował razem z ojcem w fabryce.

Były tam ogromne problemy z pensjami, miesiącami nie mogli ich wypłacić. Ojciec męża powiedział, że nie widzi sensu w zmianie pracy, bo nigdzie indziej ich nie zatrudnią, bo tam wszystko było "po znajomości".

I te same zdania powtarzał mi mój mąż, tylko ja wiedziałam, że nauczył się ich od swojego ojca. Rodzina mojego męża nie miała nawet ogródka warzywnego, z którego coś by mieli.

- Nie widzę sensu w marnowaniu energii na ogródek warzywny — mówiła moja teściowa — i tak nie zdążysz nic zebrać, wszystko ci zabiorą.

Pewnego dnia zdałam sobie sprawę, że albo zaczniemy coś robić, aby wyjść z tej biedy, albo będziemy żyć dalej, nosząc te same ubrania i oszczędzając każdy grosz.

Wtedy zaczęłam namawiać męża na przeprowadzkę do większego miasta. Odmówił, ale znowu jego rodzice mieli w tym duży udział. Wtedy powiedziałam mu, że albo pojedziemy razem, albo pojadę sama.

I w ten sposób udało nam się wydostać. Natychmiast po przeprowadzce zaczęliśmy szukać pracy.

A teraz minęło piętnaście lat... Mój mąż ma świetną pracę, mamy własne mieszkanie, kupiliśmy samochód i co roku jeździmy na wakacje.

Mamy dwójkę dzieci: starszego syna i młodszą córkę. Nikt nam nie pomagał, wszystko osiągnęliśmy sami z mężem.

Czasami jeździmy do rodziców męża, często też wysyłamy im pieniądze. Młodszy brat męża również nadal mieszka w tym samym domu z rodzicami i pracuje w fabryce.

Mówi się nam, że mamy po prostu szczęście! A to, że pracowaliśmy codziennie, harowaliśmy jak chomiczki w kole, nie spaliśmy, uczyliśmy się nowych rzeczy, staraliśmy się — to ich nie przekonuje.

Mój mąż dopiero niedawno zrozumiał, że przeprowadzka do miasta była najlepszą decyzją. I cieszę się, że udało mi się go wtedy wyrwać z tej rodziny...