Za to, że sama mnie wychowała, że ​​zawsze mnie kochała i wspierała. Że chroniła i okazywała cierpliwość. Ale teraz się boję. W końcu najprawdopodobniej będę musiała poprosić ją o przebaczenie. Bo mam zamiar wysłać ją do domu spokojnej starości...

Mój ojciec opuścił nas, gdy miałam 3 lata. Ale mimo to moja matka zrobiła wszystko, co mogła, aby mnie utrzymać i zapewniła mi beztroskie dzieciństwo.

Byłam otoczona miłością i troską. Wspierała mnie, pomagała w okresie dojrzewania i chroniła przed wpływem różnych złych środowisk.

Tak się złożyło, że w wieku 17 lat poznałam faceta. Zakochałam się i po chwili uświadomiłam sobie, że spodziewam się dziecka. Ojciec natychmiast nas porzucił i nigdy więcej nie pojawił się w moim życiu.

Bardzo się przestraszyłam, kiedy poszłam do mamy z wiadomością o wnuku. Ale zamiast potępienia i krzyków usłyszałam:

„Nic, króliczku. Zajmiemy się wszystkim.”

Tak więc w naszej rodzinie pojawił się mały Dominik. Podczas studiów bardzo mi w tym pomagała mama. Zostawała z nim i dawała mi rady, jak postępować z dzieckiem. Niestety przez to moja mama straciła dobrą pracę i ukochanego mężczyznę.

Najwyraźniej nie był usatysfakcjonowany faktem, że dziecku poświęcano tak dużo uwagi, i nie chciał być jego konkurentem. Ale moja mama miała wtedy zaledwie 41 lat i była bardzo atrakcyjną kobietą.

Pomimo wszystkich trudności nigdy się ze mną nie kłóciła ani nie obwiniła za swoje niepowodzenia. Dla niej najważniejsze było dobro moje i Dominika. Dzięki niej udało mi się ukończyć studia i znaleźć pracę.

I wkrótce poznałam mojego przyszłego męża. Po pewnym czasie przeprowadziliśmy się do innego miasta. Od tego czasu minęło 20 lat, a ja wciąż jej dziękuję.

Niedawno dowiedziałam się, że moja mama jest bardzo chora. Przestała mnie poznawać lub wręcz przeciwnie, pytała, gdzie byłam przez cały dzień, chociaż wyszłam z domu tylko na 10 minut. Niemal natychmiast wzięłam urlop i zamieszkałam z mamą.

Rozpoczęła się bardzo trudna rutyna. Opiekowałam się nią. Karmiłam ją, gdy patrzyła w przestrzeń, pomagałam w domu i zapewniałam wszystko, czego potrzebowała. To bardzo bolesne widzieć, jak bliska osoba staje się ofiarą mijającego.

W związku z postępującym jej stanem nie mogłam wybiec nawet na zwykłe zakupy w sklepie. Muszę się nią opiekować jak dzieckiem.

Musiałam odejść z pracy, a mój mąż nie jest zbyt szczęśliwy, że odeszłam, właściwie też i moją rodzinę zaniedbuję. Wstyd się przyznać, ale przez ten krótki okres byłam bardzo zmęczona.

Kiedyś obiecałam, że będę przy mamie w potrzebie. I choć teraz jestem spokojna o sumienie, codziennie nawiedzają mnie myśli o specjalistycznym domu opieki. Z każdym dniem jestem bliżej tej decyzji, chociaż świadomie staram się ją opóźniać.

Z drugiej strony rozumiem, że jest to rozwiązanie jak najbardziej akceptowalne. Jestem bardzo zmęczona, a widok mojej mamy w tym stanie i czuwanie nad nią dzień i noc staje się ponad moje siły.

Co powinnam zrobić? Jak kontynuować? Przecież to nie jest zdrada, ale poczucie, że łamię niepisaną zasadę...