Taka właśnie jest moja mama i babcia. Urodziłam dwoje dzieci. Moja córka ma 5 lat, a syn 3. Oboje są alergikami. Nie daję im żadnych sklepowych słodyczy, a syn nie toleruje laktozy. Starsza już wie, czego nie powinna jeść, a czego nie musi odmówić, w skrajnych przypadkach pyta mnie, czy można. Ale z młodszym jest problem - wciąga do buzi wszystko.

Moja mama i babcia mieszkają na wsi niedaleko miasta...

Moja mama ma sześćdziesiąt lat, a babcia ponad 80. Mama urodziła tylko mnie, sama też dorastała. Dlatego oprócz moich dzieci nie mają wnuków i prawnuków. Wcześniej zgadzałam się zostawiać dzieci na weekendy. Ale teraz odmawiam. Sprawa wygląda tak.

Wielokrotnie mówiłam babci i mamie, żeby nie dawały dzieciom czekolady, ciastek i słodyczy. Jak można żyć bez słodyczy w dzieciństwie? - zastanawiała się babcia.

- Ale one o to proszą, jak można im odmówić? - powtarza matka.

Przestałam im tłumaczyć i się kłócić. Moja babcia jest stara, wszystko rozumie. Myślałam, że przynajmniej matka mnie wysłucha, ale nic z tego! Ona wszystko robi po swojemu.

- Mamo, nie rozumiesz, że Piotr jest jeszcze dzieckiem, nie powinien jeść słodyczy. Później go poczęstujemy! - Próbowałam jej wytłumaczyć, kiedy wzięłam dziecko na ręce, a ono już było pokryte wysypką.

- Nie trzymamy w domu żadnych słodyczy. W końcu dzieciom nie wolno ich jeść - po co drażnić dzieci?

Ale mama i babcia zawsze mają mnóstwo tych smakołyków. To zrozumiałe, że dzieci o nie proszą. Są małe i nie potrafią kontrolować swoich pragnień. A moja babcia i mama zawsze mi przysięgały, że nie dadzą wnukom niczego takiego. Ale to, co się mówi, nie oznacza tego, co się robi.

Ostatnio mieliśmy z nimi wielką kłótnię. Mama zadzwoniła i powiedziała, że Piotruś jest chory, boli go brzuch i zaczął wymiotować. Zapytałam, czym go karmiły, ale milczały, wiedziały, że to ich wina.

- Dlaczego karmiłyście go słodyczami? Żeby cierpiał? Co teraz? - Oburzyłam się.

- Kupiłam to dla siebie, a on mnie o to poprosił - usprawiedliwiała się mama, chowając słodycze i czekoladki do szafki.

- Nie mogłaś poczekać, aż je odbiorę i pójść do sklepu? - Mama stoi w milczeniu.

Od tamtej pory odmawiałam zabierania wnuków do mamy i babci. Po jakimś czasie postanowiłam je odwiedzić, a żeby uniknąć kłopotów, upiekłam w domu smakołyki, które nikomu nie zaszkodzą. Pojechaliśmy w odwiedziny, wszystko poszło dobrze. A tuż przed wyjazdem mama przyniosła każdemu wnukowi dużą tabliczkę czekolady.

Byłam taka zła! Przecież ostrzegałam! Jak miałam zabrać dzieciom prezenty? To znaczy, to było histeryczne. Wyjaśniłam dzieciom wszystko po powrocie do domu, ale jak starsze oddało czekoladę bez słowa, to młodsze dostało napadu złości.

Jak mu wytłumaczyć, że nie postanowiłam tak po prostu zabrać mu prezentów? Rozmawiam z nimi, tłumaczę, ale co jakiś czas nadal mamy łzy. Nie mogę nic na to poradzić. Staram się więc ograniczyć ich kontakt ze słodyczami.

Najczęściej w Światowy Dzień Kobiet jechaliśmy z życzeniami do babci i mamy. W zeszłym roku odwiedziliśmy krewnych mojego małżonka, którzy mieszkają daleko. Ale ostatnio moja mama dzwoni i prosi, żebyśmy ich odwiedzili. Przysięga, że koniec ze słodyczami.

Nie chcę nikogo ograniczać w komunikacji, dzieci również w wiosce na łonie natury. Jest tam dużo zwierząt i lubią odwiedzać swoje babcie. To najważniejsze kobiety w naszej rodzinie. Jednocześnie boję się o dzieci. Żeby ta wizyta nie wróciła i nie ugryzła nas w tyłek. Chciałabym, żeby nic takiego nie kupowały...