W Siedlcach odbyło się niezwykle wzruszające pożegnanie 63-letniego Mikołaja Mielnika – ojca, który do ostatnich chwil życia nie walczył już o siebie, lecz o przyszłość swojego ciężko chorego syna. Jego historia to nie tylko opowieść o śmierci, ale przede wszystkim o odwadze, determinacji i bezwarunkowej ojcowskiej miłości.

Pan Mikołaj zmarł 25 maja, po ciężkiej walce z rakiem płuc. Choć sam był w dramatycznym stanie, jego największym zmartwieniem był los jego 9-letniego syna Emilka. Chłopiec urodził się jako wcześniak, z poważnymi problemami zdrowotnymi – nie ma jednej nerki, a druga jest poważnie uszkodzona. Po śmierci żony, która zmarła nagle pod koniec 2023 roku z powodu zatrucia ciążowego, cała opieka nad dzieckiem spoczęła na barkach pana Mikołaja.

Świadomy nieuchronnego końca, mężczyzna rozpoczął prawdziwą walkę z czasem. Jego celem było jedno: znaleźć dla syna rodzinę, która pokocha go tak, jak on sam. Wiedział, że jego choroba nie daje złudzeń, ale nie mógł pogodzić się z myślą, że Emil zostanie sam.

Pan Mikołaj złożył wniosek do Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie o orzeczenie konieczności całodobowej opieki nad synem. Gdyby został przyjęty, mógłby uzyskać świadczenie, które pomogłoby mu w zapewnieniu dziecku lepszych warunków. Niestety – mimo dramatycznej sytuacji – urzędnicy odrzucili jego wniosek. To był bolesny cios. Mimo to się nie poddał.

Z pomocą przyjaciół, sąsiadów i ludzi dobrej woli szukał bliskich, którzy mogliby dać Emilowi dom. Na szczęście, tuż przed śmiercią, udało mu się dopiąć swego. Chłopiec trafił pod opiekę dalekich krewnych matki. W ostatnich słowach, które przekazał swojemu przyjacielowi Jarosławowi, mówił ze spokojem: „Emil ma rodzinę. Mogę odejść.”

29 maja, podczas uroczystości pogrzebowej w domu pogrzebowym przy ul. św. Faustyny Kowalskiej, bliscy i znajomi oddali hołd człowiekowi, który zasłużył na najwyższy szacunek. Ceremonia w duchu prawosławnym odbyła się przy otwartej trumnie – w skupieniu, modlitwie i ciszy przerywanej wzruszającymi pieśniami.

Pan Mikołaj nie był bohaterem z pierwszych stron gazet. Ale stał się symbolem prawdziwej siły – tej, która płynie z miłości. Choć odszedł, zostawił po sobie więcej niż wspomnienie. Zostawił chłopca, który dzięki niemu nie musi się bać jutra.