Kiedy notariusz poinformował mnie, że odziedziczyłam cały majątek mojej kuzynki, Magdy, byłam zszokowana. Magda i ja zawsze miałyśmy bliską relację, ale nigdy nie spodziewałam się, że postanowi przekazać mi wszystko, co posiadała. Jej dom na wsi, oszczędności i kilka pamiątkowych przedmiotów – wszystko trafiło do mnie.
Początkowo czułam wdzięczność i wzruszenie, ale to uczucie szybko ustąpiło miejsca niepokojowi. Wiedziałam, że reszta rodziny nie będzie zadowolona. Magda była bezdzietna, ale miała braci i siostry, którzy z pewnością spodziewali się, że majątek przypadnie im.
Kilka dni po odczytaniu testamentu telefon zaczął dzwonić. Pierwsza była moja ciotka, matka Magdy.
– Jak to możliwe, że wszystko zapisała tobie? – zapytała z wyraźnym oburzeniem w głosie. – Przecież to niesprawiedliwe. Jesteś tylko kuzynką.
Potem zadzwonili jej bracia.
– Posłuchaj – powiedział jeden z nich – to nie w porządku. To jest nasza rodzinna własność. Powinnaś się z nami podzielić.
Z każdym kolejnym telefonem czułam coraz większą presję. Rodzina zaczęła mnie traktować jak złodziejkę, jakby to, że Magda postanowiła zapisać mi swój majątek, było moją winą. Przypominali mi, że jestem tylko daleką krewną, że to oni, jako najbliżsi, mają większe prawo do jej dorobku.
Pewnego dnia, podczas rodzinnego spotkania, temat wrócił z jeszcze większą siłą.
Siedzieliśmy przy stole, a atmosfera była napięta.
– Nie rozumiem, dlaczego Magda zapisała wszystko tobie – zaczęła ciotka. – My byliśmy z nią przez całe życie. Ty tylko od czasu do czasu przyjeżdżałaś.
– Być może właśnie dlatego – odpowiedziałam cicho. – Magda i ja zawsze się rozumiałyśmy.Rozmawiałyśmy o wszystkim. Nigdy nie prosiłam o jej majątek, ale to była jej decyzja, nie moja.
Mój kuzyn, Janek, uderzył pięścią w stół.
– To nie zmienia faktu, że to niesprawiedliwe! My też mamy prawo do tego, co zostawiła.
– Janek, a gdzie byliście, kiedy Magda chorowała? – zapytałam, czując, jak gniew zaczyna we mnie narastać. – Gdzie byliście, kiedy potrzebowała pomocy? Kto z was odwiedzał ją, kiedy była sama?
Zapadła cisza. Widziałam, że moje słowa ich zabolały, ale wiedziałam też, że były prawdziwe. Przez ostatnie lata życia Magdy to ja byłam tą, która ją wspierała, odwiedzała, dbała o jej potrzeby. Reszta rodziny pojawiała się tylko wtedy, gdy coś potrzebowali.
Po tej rozmowie większość rodziny odwróciła się ode mnie. Ciotka powiedziała mi wprost:
– Jeśli nie podzielisz się tym, co dostałaś, to dla nas już nie istniejesz.
Te słowa były jak cios. Przez całe życie starałam się być dobrą członkinią rodziny, pomagać, kiedy mogłam, utrzymywać kontakt. A teraz wszystko zostało sprowadzone do pieniędzy.
Przez kilka dni zastanawiałam się, co zrobić. Czy powinnam ustąpić, podzielić się majątkiem, by odzyskać spokój? Czy trzymać się woli Magdy, która wyraźnie postanowiła, że chce, by to ja otrzymała jej dorobek?
W końcu zdecydowałam. Postanowiłam przekazać część pieniędzy na cele charytatywne, dokładnie tak, jak Magda zawsze chciała. Resztę zachowałam – nie dla siebie, ale po to, by zadbać o jej dom i pamiątki, które chciała, bym pielęgnowała.
Rodzina nie zrozumiała mojej decyzji. Niektóre relacje zostały zerwane, inne ledwo istniały.
Ale wiedziałam, że postąpiłam zgodnie z sumieniem. Magda powierzyła mi swój majątek, bo wiedziała, że uszanuję jej wolę. A ja zrobiłam wszystko, by jej nie zawieść – nawet jeśli oznaczało to, że muszę stracić część swojej rodziny.
Czy to boli? Tak. Ale czasem prawdziwa lojalność wymaga trudnych wyborów.