Kiedyś myślałam, że rodzicielstwo kończy się w momencie, gdy dzieci dorastają, zakładają rodziny i idą swoją drogą. Ale okazało się, że to tylko początek nowego rodzaju obowiązków, które z wiekiem stają się coraz trudniejsze. Nigdy nie sądziłam, że przyjdzie dzień, kiedy moje własne dzieci nazwą mnie "samolubną".


Mam dwójkę dzieci – syna Pawła i córkę Martę. Zawsze starałam się być dla nich najlepszą matką. Z mężem robiliśmy wszystko, żeby mieli dobre życie – zapewniliśmy im edukację, wspieraliśmy ich w pierwszych krokach zawodowych, pomagaliśmy, gdy kupowali mieszkania. Byłam dumna, że mogłam pomóc im w trudnych chwilach.


Ale teraz, po latach, kiedy jestem już na emeryturze, sytuacja zaczęła się zmieniać. Moje dzieci nadal zwracają się do mnie o pomoc, ale tym razem czułam, że ich oczekiwania przekraczają moje możliwości.


Niedawno Paweł zadzwonił do mnie z prośbą o pożyczkę na spłatę kredytu samochodowego.


– „Mamo, tylko kilka tysięcy. Oddam ci za kilka miesięcy,” zapewniał z przekonaniem.


Chciałam mu pomóc, ale wiedziałam, że moja emerytura ledwo wystarcza na moje potrzeby. Ostatnio musiałam zacząć odkładać na leki, bo zdrowie nie pozwalało mi już na beztroskę. Z ciężkim sercem powiedziałam:


– „Paweł, naprawdę chciałabym ci pomóc, ale nie mam takiej kwoty. Sama muszę uważać na wydatki.”


Poczułam, jak jego ton zmienia się natychmiast.


– „Mamo, przecież to tylko chwilowe. Zawsze nam pomagałaś. Dlaczego teraz nie możesz tego zrobić?”


Te słowa mnie zabolały. Czy naprawdę nie rozumiał, że nie jestem już w stanie wspierać ich finansowo tak jak kiedyś?


Kilka dni później zadzwoniła Marta.


– „Mamo, Paweł mówił, że odmówiłaś mu pożyczki. Nie rozumiem, jak możesz być tak egoistyczna,” zaczęła, a ja czułam, jak coś we mnie pęka.


– „Marto, czy wiesz, ile kosztują moje leki? Czy rozumiesz, że nie mogę ryzykować swojej przyszłości, bo nie wiem, co mnie czeka?” próbowałam tłumaczyć, ale ona mnie nie słuchała.


– „Mamo, zawsze mówiłaś, że rodzina jest najważniejsza. A teraz, kiedy naprawdę cię potrzebujemy, odwracasz się od nas.”


Rozmowa skończyła się w napiętej atmosferze. Siedziałam w ciszy, próbując zrozumieć, gdzie popełniłam błąd. Czy rzeczywiście zawiodłam jako matka? Czy moja decyzja, by zadbać o swoje potrzeby, była samolubna? Przecież całe życie poświęciłam dla ich dobra. Czy naprawdę nie mam już prawa myśleć o sobie?


Przez kolejne tygodnie atmosfera między nami była napięta. Paweł i Marta przestali się odzywać. Czułam się jak najgorsza matka na świecie. W końcu postanowiłam napisać do nich list.


– „Drogie dzieci, przez całe życie starałam się być dla was wsparciem i robić wszystko, żebyście mieli jak najlepiej. Ale teraz, kiedy jestem na emeryturze, muszę też pomyśleć o sobie. Moja decyzja nie wynika z braku miłości do was, ale z potrzeby zadbania o swoje zdrowie i spokój. Proszę, spróbujcie to zrozumieć.”


Nie wiem, czy list coś zmienił. Paweł i Marta nadal nie odwiedzili mnie od tamtej pory. Ale ja czuję, że zrobiłam wszystko, co mogłam. Bycie matką to ciągłe stawianie czoła trudnym wyborom. Czasem oznacza to powiedzenie „nie”, nawet jeśli boli bardziej niż cokolwiek innego. Bo jeśli sama o siebie nie zadbam, kto to zrobi?