Od zawsze obserwowałam ich związek z rosnącym zdziwieniem. Mama i tata byli razem przez pół wieku, a jednak każde ich słowo, każdy gest przypominały mi o tym, jak trudne było ich małżeństwo. Tata nigdy nie był łatwym człowiekiem. Zawsze dominujący, kontrolujący, władczy, przekonany, że jego zdanie jest najważniejsze. A mama? Mama znosiła to wszystko z cierpliwością, której nigdy nie rozumiałam.


Od dziecka widziałam, jak tata nieustannie krytykuje mamę. Nieważne, co zrobiła, nigdy nie było wystarczająco dobre. Nawet najprostsze rzeczy, jak gotowanie obiadu, sprzątanie, czy wybór ubrania, były pretekstem do jego gniewu. Zawsze musiał mieć ostatnie słowo, zawsze musiał pokazać, że to on ma rację. A mama? Mama milczała, uśmiechała się i robiła wszystko, by zadowolić męża, choć wszyscy wokół widzieli, jak bardzo to ją niszczy.


50 lat. Tyle czasu minęło od dnia, kiedy stanęli przed ołtarzem i przysięgali sobie miłość. Ale ja nigdy nie widziałam tej miłości. Widziałam tylko uległość, podporządkowanie, czasami nawet strach w oczach mamy, gdy tata po raz kolejny podnosił głos.


– Dlaczego to znosisz, mamo? – zapytałam ją pewnego dnia, gdy już dłużej nie mogłam patrzeć na to, co się dzieje.


Mama spojrzała na mnie z uśmiechem pełnym smutku.


– Taki jest twój ojciec, muszę to akceptować. – odpowiedziała cicho.


Ale dlaczego musiała to akceptować? Dlaczego musiała poświęcać swoje życie, swoje szczęście dla kogoś, kto nigdy nie okazał jej prawdziwej miłości ani szacunku? Nie rozumiałam i nigdy nie będę rozumieć.


– Mamo, zasługujesz na więcej, – powiedziałam z goryczą. – Zasługujesz na miłość, na szacunek, na kogoś, kto będzie cię cenił.


Ale mama tylko pokręciła głową. W jej oczach widziałam zmęczenie, ale także coś, co mnie zaskoczyło – pogodzenie się z losem. Jakby już dawno przestała wierzyć, że jej życie mogłoby wyglądać inaczej. Jakby w głębi serca pogodziła się z tym, że taki związek to jej jedyna rzeczywistość.


Tata nigdy nie był świadomy tego, jak wiele krzywdy jej wyrządzał. Może nawet nie zdawał sobie sprawy, że był toksyczny. Dla niego wszystko było normalne – to on rządził, to jego zdanie było najważniejsze, to on miał kontrolę nad każdym aspektem ich wspólnego życia. I nigdy nie przepraszał, bo w jego oczach nie miał za co.


Zastanawiałam się, dlaczego mama nigdy nie odeszła. Przez lata mogła to zrobić, mogła znaleźć w sobie siłę, by uwolnić się od tej destrukcyjnej relacji. Ale nie zrobiła tego. Czy to była miłość? Czy może przyzwyczajenie, strach przed samotnością, poczucie obowiązku?


– Mamo, proszę, pomyśl o sobie. – powiedziałam raz jeszcze, choć wiedziałam, że jej odpowiedź się nie zmieni.


– Nie mogę, – odpowiedziała, jak zawsze. – Jesteśmy razem już 50 lat. Co by ludzie powiedzieli, gdybyśmy teraz się rozstali?


Te słowa były dla mnie jak zimny prysznic. Przejmowała się tym, co powiedzą inni, a nie tym, co naprawdę czuje. Całe jej życie podporządkowane było temu, by spełniać oczekiwania innych – najpierw ojca, teraz reszty świata.


Tata nigdy się nie zmieni. Wiem to. Mama będzie go nadal znosić, cierpieć w milczeniu, bo tak została wychowana, tak jej kazano. Ale ja nie mogę dłużej patrzeć na to, jak jej życie gaśnie, jak każdego dnia traci część siebie, próbując dostosować się do jego toksycznych wymagań.


50 lat razem, a jednak tak daleko od siebie. To nie jest miłość. To jest przetrwanie. I choć mama nigdy nie powie tego na głos, wiem, że w głębi serca czasem żałuje, że nigdy nie odważyła się żyć inaczej.