Od momentu, kiedy teściowa zamieszkała z nami, nasze życie zmieniło się nie do poznania. Z początku myśleliśmy, że to będzie chwilowe, że pomożemy jej stanąć na nogi po trudnym okresie zdrowotnym. Jednak miesiące zamieniły się w lata, a nasza cierpliwość i siły powoli się wyczerpywały.


Każdy dzień zaczynał się od tego samego – teściowa budziła się wcześnie rano i od razu wołała mnie lub męża, by jej pomóc. Czy to wstać z łóżka, czy zrobić śniadanie, a czasem po prostu porozmawiać, bo czuła się samotna. Z czasem każde jej wołanie zaczęło wywoływać we mnie frustrację. Wiedziałam, że jest starsza, że potrzebuje opieki, ale z każdym dniem coraz trudniej było mi zachować cierpliwość.


– Zrób mi herbaty, bo ta, którą zrobiłaś rano, już wystygła, – wołała z pokoju.


Zawsze była wymagająca, ale teraz jej potrzeby stawały się coraz większe. Każda drobna czynność, którą mogła kiedyś zrobić sama, teraz stała się moim obowiązkiem. Nie mogłam już liczyć na spokojną chwilę. Kiedy w końcu miałam moment dla siebie, zaraz słyszałam jej głos. Ciągle czegoś potrzebowała – a to lekarstwa, a to pomocy w kąpieli, a to rozmowy, bo czuła się samotna.


Mąż próbował mi pomagać, ale widziałam, że i on był wykończony. Praca, dom, opieka nad matką – wszystko spadało na nasze barki, a ja czułam, że już nie wytrzymam.


– Nie damy już rady, – powiedziałam pewnego wieczoru, kiedy usiedliśmy z mężem, aby porozmawiać.


– Wiem, – westchnął. – Ale co mamy zrobić?


Dyskusja o domu opieki była dla nas obydwojga trudna. Z jednej strony wiedzieliśmy, że teściowa wymaga więcej opieki, niż możemy jej zapewnić. Z drugiej strony, oddanie kogoś bliskiego do domu opieki wydawało się jak zdrada. Ale codzienność stawała się dla nas coraz bardziej przytłaczająca.


Zaczęliśmy poważnie rozważać tę opcję. Zastanawialiśmy się, czy to nie będzie najlepsze rozwiązanie – dla niej i dla nas. Ona dostanie profesjonalną opiekę, a my odzyskamy trochę normalności w naszym życiu. Ale mimo tych racjonalnych argumentów czułam w sobie wyrzuty sumienia.


Pewnego dnia, kiedy usiadłam z nią, żeby porozmawiać, wiedziałam, że muszę podjąć tę trudną decyzję.


– Mamo, musimy o czymś porozmawiać, – zaczęłam ostrożnie.


Spojrzała na mnie swoimi zmęczonymi oczami, nieświadoma tego, co zaraz usłyszy. Z trudem wydobyłam z siebie słowa, tłumacząc, że potrzebuje więcej opieki, której my nie jesteśmy w stanie jej zapewnić.


– Chcecie mnie oddać do domu opieki? – zapytała z niedowierzaniem.


Cisza, która zapadła, była nie do zniesienia. Nie chciałam tego powiedzieć tak wprost, ale wiedziałam, że nie ma innej drogi.


– To dla twojego dobra, mamo. Tam będziesz miała fachową pomoc. My... nie radzimy sobie już z tym wszystkim.


Jej oczy napełniły się łzami. Nigdy wcześniej nie widziałam jej tak rozbitej. To, co powiedziałam, złamało jej serce, a ja czułam, że łamie się też moje.


– Oddajecie mnie, bo jestem dla was ciężarem, – powiedziała cicho, a jej słowa uderzyły mnie prosto w serce.


– Nie, to nie tak... – próbowałam ją uspokoić, ale wiedziałam, że w głębi duszy miała rację.


Ta decyzja nie była prosta. Każdy dzień z nią stawał się dla nas coraz trudniejszy, ale wiedziałam, że dla niej też to była ogromna próba. Opuszczała swój dom, swoje życie, i szła do miejsca, które dla niej było jak koniec wolności.


Kiedy nadszedł dzień, w którym mieliśmy ją zawieźć do domu opieki, czułam, jak łzy cisną mi się do oczu. Wiedziałam, że to nie jest tylko decyzja o jej przyszłości, ale także o naszej relacji. Czy ona nam kiedykolwiek to wybaczy? Czy my wybaczymy sobie?


Zabrałam ją za rękę, gdy wchodziliśmy do domu opieki. Czułam, jak się trzęsie, i sama ledwo powstrzymywałam się od płaczu. To miało być dla jej dobra – tak sobie powtarzałam – ale w głębi serca wiedziałam, że w tej decyzji nie było zwycięzców.