Tego dnia czekałam na telefon od rana. Urodziny to wyjątkowy czas, kiedy bliscy składają życzenia i przypominają, że są z nami w ważnych momentach. Siedziałam przy stole, popijając herbatę, a w głowie krążyła myśl, że może po prostu się spóźniają. Z każdą minutą jednak nadzieja słabła.


Syn i synowa byli zawsze moją dumą. Na ich wesele, kilka lat temu, postanowiłam zrobić wszystko, co w mojej mocy, aby mieli dobry start w życie. Podarowałam im samochód, który kupiłam z oszczędności życia. Dodatkowo, kiedy brakowało im na własne mieszkanie, sprzedałam działkę po rodzicach i dołożyłam pieniądze na ich nowe lokum. Chciałam, by byli szczęśliwi, by nie musieli martwić się o rzeczy materialne. W końcu, co jest ważniejsze niż szczęście własnych dzieci?


Minęło południe, a telefon milczał. Próbowałam usprawiedliwić ich przed sobą, myśląc, że może są zajęci, że na pewno zadzwonią później. Zamiast radosnych głosów, nadeszła cisza. Wieczorem, gdy mieszkanie wypełniło się ciemnością, usiadłam w fotelu i poczułam, jak do oczu napływają łzy. Jak to możliwe, że ci, którym oddałam wszystko, nie pamiętają nawet o moich urodzinach?


To nie był pierwszy raz, kiedy poczułam, że moja rola w ich życiu jest mniejsza, niż bym chciała. Z każdym dniem coraz bardziej oddalali się ode mnie. Telefon milczał przez całe święta, nie było zaproszeń na rodzinne obiady. A teraz, w ten ważny dla mnie dzień, nawet nie złożyli życzeń.


Siedząc w ciemności, zrozumiałam, że pieniądze i materialne wsparcie to nie wszystko. Moje serce przepełnił smutek, ale także złość – na siebie, że pozwoliłam, by pieniądze przesłoniły prawdziwe wartości, i na nich, że nie potrafili tego docenić.


Czy zasłużyłam na takie traktowanie? Może gdzieś popełniłam błąd, może dałam im zbyt wiele, a może po prostu przestałam być dla nich ważna? Jedno jest pewne: tego dnia coś we mnie pękło. Poczułam, że muszę na nowo nauczyć się żyć dla siebie, a nie dla innych.