Wtedy od razu pomyśleliśmy, że synowa musi być w ciąży. Po co żenić się tak szybko? Ale nie, jak powiedział syn Piotr, oni po prostu bardzo się kochają i chcą być razem na zawsze. Szczerze mówiąc, chciałam mu to wyperswadować. Jaki ślub, jakie małżeństwo w wieku 21 lat?

Młodzi ludzie w dzisiejszych czasach nie zdają sobie sprawy, że to bardzo duża odpowiedzialność na lata, a potem rozwodzą się po roku, po trzech.

Po co im te dodatkowe pieczątki w paszporcie? Zasugerowałam nawet, żeby wzięli tylko ślub cywilny, przyzwyczaili się do siebie, zobaczyli, jak pasują do siebie pod każdym względem. Ale on obstawał przy swoim: ożenię się i koniec.

Jego wybór żony, oczywiście, był taki sobie. Ma na imię Ania, ma 19 lat, całe życie spędziła w sierocińcu, rodzice porzucili ją, gdy dopiero co się urodziła.

Jest tak chuda, że aż strach, w razie czego wiatr ją porwie, blada — jakby miała anemię albo jakieś inne problemy zdrowotne i ledwo chodzi, jest taka delikatna, taka krucha.

Zastanawiam się, jaką byłaby żoną. Ma zagubione, naiwne spojrzenie. Mój mąż i ja mieszkamy na wsi, ale mój syn postanowił zamieszkać z Anią w mieście.

Nie trwało to jednak długo. Byli młodzi, niewykształceni, bezrobotni, a wynajęcie mieszkania kosztowało dużo pieniędzy. Mój mąż i ja zdecydowaliśmy, że pozwolimy im zamieszkać z nami. Mamy duży dom i przydałaby mi się pomoc w domu i gospodarstwie. Przyjechali.

Pierwszego dnia poprosiłam synową, żeby ugotowała nam zupę. Byłam w pracy, nie miałam czasu, a mężczyźni w domu chcieli jeść.

Nie dość, że gotowała ją kilka godzin, to wyszła tak obrzydliwa, że nawet psy nie chciały jej jeść. Tak, nie jest zbyt dobrą kucharką.

W końcu dowiedziałam się, że Ania nie wie nawet, jak ugotować jajka — wystarczy sobie wyobrazić.

Byłam również zszokowana, że nie wie nawet, jak prawidłowo umyć podłogę, po prostu wytarła podłogę szmatką bez niczego tam i tam i to wszystko. Co z niej za żona?

Ja rozumiem, że to sierota, nikt jej niczego nie nauczył i grzechem jest mówić coś złego o takim dziecku, ale jednak. Przynajmniej gdyby znała podstawy.

Musiałam więc sama nauczyć synową wszystkiego. Dobrze, że przynajmniej nie jest uparta i chce się uczyć. Minęły dwa lata, odkąd z nami mieszkają.

Anka umie gotować, choć niezbyt smacznie, ale jednak. Normalnie sprząta, pierze i nauczyła się opiekować bydłem. Musiałam traktować ją jak córkę, inaczej nic by z tego nie wyszło.