"Proszę, pomóż mojemu synowi przygotować się do operacji" - brzmiał napis na kartce, którą miała zawieszoną na piersi kobieta w przejściu podziemnym. Sięgnąłem do portfela, wyjąłem 50 zł i włożyłem je do puszki.
- Mam nadzieję, że z twoim synem wszystko będzie dobrze! - powiedziałem.
- Dziękuję bardzo - odpowiedziała cicho kobieta. Była schludnie ubrana, ale wyglądała na bardzo zmęczoną.
Następnie zwracając się do koleżanki, szepnąłem jej cicho: „Nie mam już pieniędzy na kino, po prostu pospacerujmy, zwłaszcza, że pogoda jest bardzo przyjemna”. Oddaliliśmy się od kobiety na kilka metrów i wtedy wydarzyła się obrzydliwa scena, za którą do dziś, piętnaście lat później, bardzo się wstydzę. Olya, moja tak zwana przyjaciółka, zrobiła się purpurowa i zaczęła histerycznie krzyczeć.
- Dlaczego nie masz już pieniędzy? Mówisz poważnie? Zmieniasz nasze plany z powodu jakiejś żebraczki? Oszalałeś? Jest pijaczką! Po prostu przepije wszystko! Idź i weź od niej swoje pieniądze. Daj jej pięćdziesiąt groszy.
I wtedy zwróciła się wprost do tej kobiety.
- Idź do pracy, jeśli tak bardzo potrzebujesz pieniędzy, nie ma tu co stać, żeby rabować normalnych ludzi.
Kobieta miała łzy w oczach, sięgnęła do torby i wyjęła te głupie pięćdziesiąt złotych, wręczyła mi: - Bierz!
- Nie zrobię tego - odpowiedziałem. - Proszę, wybacz nam. Nie wiem, co w nią wstąpiło. Przepraszam. Weź te pieniądze, wiem, że to drobiazg, ale nie mam więcej.
W tym momencie oboje mieliśmy łzy w oczach. Złapałem Olyę za rękę i wyciągnąłem ją z podziemia. Wszyscy na nas patrzyli z pogardą.
Odwróciłem się, a ta kobieta, ściskając puszkę, odeszła drugim wyjściem z podziemia. Byłem zraniony i bardzo zawstydzony.
- Olya, co to było? - gul podskoczył mi do gardła.
- Chcesz zostać oszukany, proszę, ale nie ze szkodą dla moich planów.
Nie odpowiedziałem jej, rozpłakałem się i odszedłem z tego niefortunnego miejsca. Tak, wiem, że wśród żebrzących na ulicy jest wielu, którzy będą nadużywać czyjejś dobroci i że mają nawet własną mafię, ale wiem też, że jeśli pomogę chociaż jednej naprawdę potrzebującej osobie, to może kogoś w ten sposób uratuję.
Wiem też, czym jest rozpacz matki. I mając nadzieję, że to nigdy mnie nie dotknie, rozumiem, że dla uratowania dziecka zrobię wszystko i jeśli wyjście na ulicę jest jedyną opcją, to też to zrobię. Wydaje mi się, że pomagając innym, pomagamy też sobie, dobrowolnie lub nieświadomie.
Nasza przyjaźń z Olyą oczywiście się skończyła. A wy jak postępujecie? Dajecie jałmużnę na ulicy?
To też może cię zainteresować: Córka Kasi Kowalskiej czuje się znacznie lepiej po zdrowotnych perturbacjach. Jak teraz wygląda Ola
Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Michał Wiśniewski przeżywa trudne chwile. Wciąż nie poradził sobie z tą ogromą stratą. O co chodzi
O tym się mówi: Odszedł Bronisław Cieślak. Ewa Florczak zdradziła, jaki był naprawdę znany aktor