Nigdy nie byliśmy zamożni. Moi rodzice mieli średnie wykształcenie i taką samą pracę. Zarobki wystarczały na życie, ale brakowało już na drobne przyjemności, jak udział w wycieczce szkolnej, czy lekcje z rysunku. Wszystko opierało się na codziennych obowiązkach, których ciągle przybywało...
Wstydziłam się zapraszać do siebie znajomych
Gdy przeprowadziliśmy się ze wsi do miasta, ciężko mi było się dostosować do panujących tam zasad. Noc rozświetlona była latarniami i neonowymi reklamami, więc długo musiałam się przyzwyczajać, by móc usnąć. Poza tym, mieszkając na wsi zwracaliśmy uwagę na ubrania jedynie pod kątem ciepła i wygody, najważniejsze było to, by chodzić między ludzi w czystym i nie podartym.
Mam starszego brata Damiana, który nie szanował ubrań, więc gdy dostawałam je po nim, wyglądały okropnie. Trzeba było naszywać łaty i podwijać nogawki w spodniach, bo wszystko było o wiele na mnie za duże. Mieszkając w mieście, mocno odczułam to, że mam brzydkie ubrania. Każdy w szkole śmiał się ze mnie, a do Damiana lgnęli wyłącznie chuligani, którym imponował swoim karygodnym zachowaniem.
Tato zatrudnił się w firmie transportowej, więc nie było go w domu całymi tygodniami, a mama ciężko pracowała jako sprzątaczka w domach studenta. Nigdy nie wstydziłam się tego, bo uważałam, że dzięki temu mamy co jeść i gdzie mieszkać. Tato w nowej pracy zaczął zarabiać bardzo dużo, ale mimo to wciąż brakowało na przyjemności. Moja mama nie miała łatwo w życiu i nikt jej nie nauczył tego, że słowami można kogoś bardzo zranić i do siebie zniechęcić.
Zawsze wszystko musiała wiedzieć i kontrolowała na każdym kroku. Nie szanowała prywatności, zadawała niestosowne pytania, a gdy sama takowe usłyszała, zawstydzała odsyłając do lekcji.
Nasze mieszkanie było tak małe, że jedyny pokój trzeba było przedzielić meblami. Nie było drzwi do zamknięcia, więc nie było też wytchnienia od domowników, prywatności, ani mowy o zapraszaniu znajomych do siebie. Gdy skończyłam policealną szkołę, postanowiłam jak najszybciej się usamodzielnić. Poznałam Piotra, z którym się zaręczyłam po roku. Wyprowadziłam się do niego i planujemy ślub, jednak po tym, co usłyszałam od swojej mamy, nie chcę jej w tym dniu widzieć... Stwierdziła, że to przeze mnie tato się rozchorował, że zawiodłam ich i mam nie liczyć na żaden posag, prezent, ani suknię ślubną...
Tato ma oczywiście wybór i jest mile widziany, ale znając go nie przyjdzie bez mamy...albo wpadnie na chwilę i ucieknie...
O tym się mówi: Działkowcy z jednego z polskich miast znaleźli się w trudnym położeniu. Jeśli nie zdążą na czas, grożą im kary. O co chodzi