Tego dnia Warszawa zatrzymała się w ciszy. Kościół franciszkanów przy ul. Senatorskiej wypełnił się ludźmi, którzy przyszli, by pożegnać nie tylko artystkę, ale przede wszystkim – człowieka, który przez dekady nie bał się mówić prawdy przez śmiech. Joanna Kołaczkowska, zmarła w nocy z 16 na 17 lipca, została uczczona w sposób, który zostanie w pamięci wielu na długo.
Była niewierząca, ale wierzyła w ludzi. W ich dobro, w ich śmiech, w ich czułość. Dlatego właśnie to pożegnanie miało wymiar uniwersalny – ponad religią, ponad słowami. Duchowny i jej bliski przyjaciel, ojciec Lech Dorobczyński, stanął na ambonie i nie mówił o śmierci. Mówił o życiu. Takim, jakie Joanna nosiła w sobie – prawdziwym, odważnym, błyskotliwym.
– „To był przywilej – żyć w czasach, kiedy ona była tutaj z nami” – powiedział w kazaniu, patrząc na twarze tych, którzy z trudem powstrzymywali łzy.
Msza nie była obowiązkiem. Była hołdem. Nie tylko dla artystki z kabaretu Hrabi, ale dla kobiety, która potrafiła przebić się przez zgiełk rzeczywistości z jednym uśmiechem, jednym gestem – tak autentycznym, że nikt nie mógł pozostać obojętny.
Na drzwiach kościoła zawisł plakat z jej wizerunkiem. Napis: „Dziękując za życie” nie był sloganem – był sednem. Wśród obecnych był Szymon Majewski, byli artyści, przyjaciele, widzowie. Byli ci, którzy znali ją osobiście i ci, którzy znali ją tylko z ekranu – ale znali jej serce.
W jednym z najbardziej przejmujących momentów mszy, ojciec Dorobczyński zaprosił wszystkich do ciszy:
– „Pomódlmy się nie tylko za Asię. Pomódlmy się za siebie nawzajem. Bo tego właśnie nas nauczyła – patrzeć na siebie z życzliwością, bez ocen, bez masek”.
To nie był koniec. To była przemiana – z obecności fizycznej w obecność duchową, która zostanie w każdym, kto kiedykolwiek śmiał się dzięki niej do łez.
Ostatnie słowa duchownego były osobiste i niepowtarzalne:
– „Dziękuję Ci, Panie, że ją wymyśliłeś. Tak po prostu. Że miała na imię Asia. Że miała ten błysk w oku. Że nie bała się mówić, co myśli. Co Ty masz w głowie, Boże, skoro wymyśliłeś właśnie ją?”
W poniedziałek 28 lipca odbędzie się świeckie pożegnanie Joanny Kołaczkowskiej. Ale to, co wydarzyło się w niedzielę w warszawskim kościele franciszkanów, już na zawsze zapisało się w pamięci wielu jako najprawdziwszy akt miłości i wdzięczności wobec człowieka, który potrafił przemieniać codzienność w coś lepszego.