Zamiast tego stała się sceną jednego z najbardziej kontrowersyjnych wystąpień duchownego w ostatnich miesiącach. Biskup Antoni Długosz, znany z działalności ewangelizacyjnej i medialnej otwartości, tym razem zaskoczył nie ewangeliczną przypowieścią, a ostrym politycznym manifestem. Jego słowa o „przerzucaniu migrantów”, „islamizacji Europy” i „naiwności miłosierdzia” rozbrzmiały z ambony w sposób, który dla wielu był nie do przyjęcia.

Kazania na Jasnej Górze mają swoją wagę – to nie jest miejsce dla przypadkowych słów. A jednak biskup Długosz wykorzystał ten moment, by wprost zaatakować politykę migracyjną Unii Europejskiej i wyrazić poparcie dla ruchów narodowych, z nazwiskiem Roberta Bąkiewicza na czele. Co więcej, modlił się publicznie za aktywistów Ruchu Obrony Granic, sugerując, że są oni ostatnią linią obrony przed zagrożeniem, jakim – jego zdaniem – są migranci.

To nie był głos sprzeciwu wobec chaosu czy dezorganizacji. To był głos sprzeciwu wobec ludzi.

Dla wielu wiernych obecnych na miejscu – i tych, którzy obejrzeli nagranie później – szczególnie bolesne było stwierdzenie, że otwartość na migrantów nie jest wyrazem miłosierdzia, lecz braku roztropności.

– Miłosierdzie nie oznacza braku rozsądku – powiedział duchowny.

Ale czy miłosierdzie nie zakłada właśnie przekraczania granic, również tych wyznaczanych przez strach i wygodę? Dla licznych katolików, zwłaszcza tych zaangażowanych w pomoc uchodźcom, takie słowa brzmią jak zaprzeczenie przesłania, które głosił Jezus – o przyjmowaniu obcych, karmieniu głodnych i ubieraniu nagich.

Największe poruszenie wywołała reakcja innego duchownego – dominikanina o. Pawła Gużyńskiego, który publicznie skrytykował homilię bp. Długosza. Nazwał ją wprost:

– Propagandą partyjną, bredzeniem, żerowaniem na strachu.

To odważne słowa, ale pokazują głęboki konflikt, który dziś toczy się nie tylko w społeczeństwie, ale i w samym Kościele. Czy duchowni powinni wyrażać polityczne stanowiska z ambony? Czy świątynia może być miejscem, gdzie zamiast duchowej refleksji słyszymy echa politycznych debat?

Gużyński zwrócił uwagę na jeszcze jeden, niepokojący aspekt: odczłowieczanie. Jego zdaniem, język użyty przez biskupa Długosza nie tylko upraszcza skomplikowaną sytuację migracyjną, ale przede wszystkim odbiera ludziom – migrantom – ich godność.

– Nikomu nie wolno odbierać człowieczeństwa. A to właśnie dzieje się, gdy zaczynamy mówić o ludziach jak o problemie. – mówił dominikanin.

Kazanie bp. Długosza może mieć poważne konsekwencje – nie tylko dla wizerunku Kościoła, ale i dla duchowej jedności wiernych. Już dziś w mediach społecznościowych pojawiają się pytania: czy hierarchowie stracili kontakt z rzeczywistością? Czy Kościół w Polsce staje się bardziej narodowy niż katolicki?

Wierni nie są jednolici – niektórzy bronią biskupa, inni czują się głęboko zranieni. A wielu po prostu milczy, zdezorientowanych, nie wiedząc, komu wierzyć.

Historia tego kazania to nie tylko epizod z Jasnej Góry. To sygnał większego napięcia, które dojrzewa od lat: czy Kościół powinien stać po stronie strachu, czy odwagi? Po stronie narodowej strategii, czy ewangelicznej otwartości? Po stronie ideologii, czy człowieka?

Jasna Góra od wieków była miejscem, gdzie Polacy szukali jedności. Czy po tym kazaniu nie oddali się jeszcze bardziej od siebie?