Śmierć Danuty Zaborowskiej-Aleksandrowicz, aktorki znanej z kultowych seriali „Czterdziestolatek” i „Daleko od szosy”, została podana do publicznej wiadomości dopiero niemal miesiąc po fakcie. Choć przez lata występowała na najważniejszych scenach teatralnych w kraju i współtworzyła złotą epokę polskiej kultury, odchodziła w ciszy — z dala od mediów, reflektorów i poklasku. Miała 97 lat.

Danuta Zaborowska-Aleksandrowicz była jedną z tych aktorek, których twarz kojarzyło się natychmiast, choć nazwisko pozostawało znane głównie koneserom. Dla jednych była znajomą sąsiadką z ekranu, dla innych – klasą samą w sobie na teatralnych deskach. Jej droga sceniczna prowadziła przez Gdańsk, Lublin, Wrocław, Bydgoszcz, Warszawę i Białystok. Przez dziesięciolecia związana była z takimi instytucjami, jak Teatr Narodowy, Teatr Polski w Warszawie, Teatr im. Węgierki czy Teatr Wybrzeże.

Zagrała dziesiątki ról dramatycznych i komediowych, lecz medialna pamięć najczęściej odtwarza jej twarz z produkcji telewizyjnych. Przede wszystkim „Czterdziestolatka”, który przez lata był symbolem życia codziennego PRL-u.

Zmarła 11 czerwca 2025 roku. Dopiero po niemal czterech tygodniach — jakby jej odejście miało pozostać prywatne, niemal intymne — wiadomość trafiła do opinii publicznej za pośrednictwem bazy Filmpolski.pl. 23 czerwca odprawiono mszę w Kaplicy Domu Aktora Weterana w Skolimowie. Pochowano ją na Cmentarzu Bródnowskim, w grobie, w którym wcześniej spoczął jej mąż, reżyser Tadeusz Aleksandrowicz.

Ich wspólna historia zapisana została w dziejach polskiej kultury, ale też w prywatnym dramacie, który na zawsze odcisnął się cieniem. Zofia Dybowska-Aleksandrowicz — pierwsza żona reżysera i matka jego córki Miriam — wraz ze swoją matką została brutalnie zamordowana w 1989 roku. Sprawców tej zbrodni nigdy nie ujęto.

Czerwiec 2025 roku okazał się czarnym miesiącem dla polskiej kultury. W odstępie zaledwie kilku dni zmarli także: Ewa Dałkowska — legendarna aktorka o niezwykłej sile ekranowej, oraz Maciej Ziębiński — reżyser i były partner Anny Powierzy, który także wystąpił w „Czterdziestolatku”. To odejścia, które — jedno po drugim — przypominają o przemijaniu pewnej ery w polskiej sztuce.

Danuta Zaborowska-Aleksandrowicz była artystką skromną, ale wybitną. Unikała medialnego rozgłosu, za to na scenie zostawiała wszystko: emocje, rzemiosło, kunszt. W dzisiejszym świecie błyskotek i natychmiastowej sławy jej postać wydaje się reliktem innego, bardziej wymagającego, ale i głębszego teatru.

Jej śmierć nie trafiła na pierwsze strony gazet. Nie towarzyszyły jej fanfary ani okolicznościowe transmisje. Ale właśnie w tej ciszy i braku sensacji było coś niezwykle godnego. Odeszła, jak żyła — z klasą i w cieniu, zostawiając po sobie pamięć i role, które trwają dłużej niż krzykliwe nagłówki.

Danuto, dziękujemy za cichą wielkość.