A jednak to właśnie ta chwila, w której Jarosław Kaczyński przerwał swoje przemówienie, przejdzie do historii. Podczas otwarcia VII Kongresu Wyborczego Prawa i Sprawiedliwości prezes partii zatrzymał się na moment. Po to, by oddać hołd kobiecie, która – choć przez lata pozostawała poza zasięgiem kamer – była jedną z najważniejszych postaci w jego otoczeniu.
— „Nie mogę nie wspomnieć o osobie, która nigdy nie była delegatem, ale odegrała ogromną rolę w historii naszej partii” – powiedział, wyraźnie poruszony.
W tle wyświetlono czarno-białą fotografię Barbary Skrzypek – przez dziesięciolecia nazywanej przez wielu „drugą osobą PiS-u”, a przez najbliższych po prostu „panią Basią”. Przez dziesięciolecia była obecna wszędzie, gdzie Jarosław Kaczyński: w gabinetach, na zebraniach, za drzwiami spotkań, do których nie wszyscy mieli dostęp.
Nie miała konta w mediach społecznościowych, nie udzielała wywiadów, nie pojawiała się na politycznych salonach. Ale jej rola była nie do przecenienia. Była sekretarką, organizatorką, powierniczką – i być może jedyną osobą, która mogła po prostu... powiedzieć prezesowi, że już czas kończyć rozmowę.
Barbara Skrzypek zmarła 15 marca 2025 roku, mając 66 lat – trzy dni po przesłuchaniu w prokuraturze w sprawie tzw. afery „dwóch wież” i spółki Srebrna. Jej odejście wywołało emocje nie tylko wśród działaczy PiS, lecz także w mediach i środowiskach opozycyjnych. Prokuratura zapewniała, że śmierć nastąpiła z przyczyn naturalnych. Jarosław Kaczyński miał jednak swoją wersję:
— „Zginęła w wyniku działań tej władzy. To Barbara Skrzypek. Chciałbym, aby ten hołd dotyczył także jej” – powiedział, prosząc o minutę ciszy.
Te słowa padły z mównicy, ale ich echo rozeszło się daleko poza salę kongresową.
Barbara Skrzypek była częścią partyjnej codzienności. Mimo że nie zajmowała eksponowanych stanowisk, cieszyła się zaufaniem, jakiego nie zdobywa się z dnia na dzień. Zaczynała jeszcze w czasach PRL, a potem, niezależnie od tego, czy Kaczyński był posłem, premierem, czy prezesem największej partii w Polsce – była przy nim.
Symbolem jej roli stały się nawet żartobliwe legendy o telefonach odbieranych przez „panią Basię” z charakterystycznym:
„Halo, dzień dobry, Jarosław Kaczyński przy telefonie”.
W momencie, gdy na ekranie wyświetlono jej zdjęcie, a sala wypełniła się ciszą, zamarła nie tylko polityka. Zamarła historia pewnej lojalności, która rzadko trafia na nagłówki. Bo w świecie szybkich newsów, rotujących liderów i nieustannych przepychanek — pani Basia była stała.
Nieprzypadkowo to właśnie ten moment zostanie zapamiętany jako jeden z najważniejszych podczas kongresu. Nie przemówienie. Nie wybory. Nie partyjne układanki.
Ale chwila ciszy dla kobiety, która nigdy nie chciała być głośna.