Wszystko przez jedną datę: 5 lipca 2025 roku. To właśnie ten dzień — według najnowszego proroctwa japońskiej artystki Ryo Tatsuki, nazywanej przez wielu „Nową Wangą” — ma przynieść krajowi wielką katastrofę. Choć nie wiadomo, co dokładnie ma się wydarzyć, miliony ludzi zaczęły już działać, jakby koniec był tuż za rogiem.

Ryo Tatsuki nie pierwszy raz przewiduje coś, co później się dzieje. Jej wcześniejsze wizje – w tym pandemia COVID-19, trzęsienie ziemi w Tōhoku czy tragiczna śmierć księżnej Diany – zyskały status legendarnych. Teraz jednak po raz pierwszy jasno wskazała datę i kraj. Jej aktualizowana książka o Dniu Sądu Ostatecznego zapowiada, że właśnie 5 lipca ma dojść do czegoś „wielkiego i nieuniknionego” w Japonii.

Nie wiadomo, czy chodzi o kataklizm naturalny, awarię technologiczną, czy może dramat społeczny. Niejasność tylko podsyca emocje. I choć Tatsuki nie zabrała głosu publicznie, społeczności internetowe i media zrobiły to za nią — szerząc wizję zbliżającej się apokalipsy.

Jeszcze miesiąc temu lipiec zapowiadał się jako rekordowy sezon dla japońskiej turystyki. Dziś rezerwacje hotelowe i lotnicze są anulowane masowo. Linie lotnicze z Azji Południowo-Wschodniej notują dramatyczne spadki liczby podróżnych, a portale podróżnicze ostrzegają przed „dziwnym zjawiskiem paniki”. W niektórych biurach podróży anulowano ponad 80% rezerwacji do Tokio i Osaki.

Przerażające jest to, jak bardzo realne konsekwencje może mieć jedna, enigmatyczna przepowiednia. Japońskie Ministerstwo Turystyki szacuje, że tylko w pierwszym tygodniu lipca straty sięgną setek milionów dolarów. A przecież nic się jeszcze nie wydarzyło.

Eksperci od psychologii społecznej mówią o efekcie kuli śnieżnej. – Jeśli raz zaufamy, że ktoś "wiedział wcześniej", to każde kolejne ostrzeżenie zyskuje na sile — tłumaczy prof. Yuki Nishida z Uniwersytetu w Kioto. – A jeśli ta osoba miała kiedyś rację, to nasze mechanizmy obronne gasną, a zaczyna działać lęk pierwotny – dodaje.

Podobnie jak w 1999 roku, kiedy cały świat przygotowywał się na „końce świata”, przepowiednia Tatsuki działa na wyobraźnię. Tyle że dziś – w dobie mediów społecznościowych – taka wizja rozprzestrzenia się z prędkością światła.

Japońskie władze próbują racjonalizować sytuację. Pojawiają się oficjalne oświadczenia, a lokalne samorządy zapewniają o braku zagrożeń. – To nieprzewidywalne i absurdalne – mówi premier Japonii w rozmowie z „The Japan Times”. – Ale ignorować tego nie możemy, bo obawy społeczne są realne.

Tymczasem Ryo Tatsuki milczy. Nie zamieszcza nic w mediach, nie komentuje wybuchu paniki. A Japonia wstrzymuje oddech.

Bez względu na to, czy proroctwo się sprawdzi, jedno jest pewne – 5 lipca już zmienił rzeczywistość. W świecie, który coraz częściej kieruje się emocją zamiast dowodem, ta historia to przestroga. Bo być może nie zawsze najgroźniejsza jest katastrofa. Czasem wystarczy tylko wizja, by cały kraj... zatrzymał się w miejscu.