Nikt się tego nie spodziewał. Wśród tłumu wiernych zgromadzonych na zakończeniu mszy z okazji Roku Świętego dla chorych i pracowników służby zdrowia, nagle pojawiła się znajoma sylwetka. Papież Franciszek – słaby, ale uśmiechnięty – pokazał się w oknie Domu Świętej Marty.
„Dobrej niedzieli dla wszystkich, bardzo dziękuję” – powiedział, a jego głos popłynął echem po placu, wywołując łzy w oczach setek osób. Jedni ściskali dłonie bliskich, inni szeptali modlitwy. Byli tacy, którzy nie kryli wzruszenia, widząc Ojca Świętego z kaniulą tlenową, która przypominała o jego wciąż delikatnym stanie zdrowia.
Papież, który jeszcze niedawno przebywał w rzymskim szpitalu Gemelli, wrócił do Domu Świętej Marty 23 marca. Choć lekarze nie ukrywają, że przed nim długa rekonwalescencja, to jego obecność na placu była niczym latarnia w ciemności – świadectwem determinacji, wiary i duchowej siły.
– „To nie był tylko gest, to był znak. Pokazał, że nawet osłabiony, nadal chce być blisko ludzi. To poruszyło moje serce” – powiedziała wzruszona pielęgniarka z Polski, która wzięła udział w uroczystości.
Wśród zgromadzonych nie brakowało biało-czerwonych flag, transparentów i spontanicznych śpiewów. Plac Świętego Piotra po raz kolejny stał się miejscem żywej modlitwy i solidarności.
Choć moment był piękny, to z Watykanu i świata medycznego płyną też poważne ostrzeżenia. Profesor Matteo Bassetti, ordynator chorób zakaźnych szpitala San Martino w Genui, nie pozostawia złudzeń: przed Ojcem Świętym długa i trudna droga powrotu do zdrowia.
– „Terapia zadziałała, ale skutki tlenoterapii mogą być głębokie. Miąższ płucny papieża został uszkodzony. Potrzeba czasu, cierpliwości i ogromnej ostrożności” – mówi Bassetti w rozmowie z agencją Adnkronos.
Nie wiadomo, jak długo potrwa leczenie i czy papież będzie mógł wrócić do swoich codziennych obowiązków. Jego pojawienie się na placu było raczej symbolicznym gestem niż zapowiedzią powrotu do intensywnej pracy.