Zdecydowała, że mieszkanie powinno trafić do niej, ale wszystkie pożyczki mają trafić do mnie.
Najciekawsze jest to, że mój mąż zaciągnął pożyczkę dla swojej mamy, aby pokryć jej długi i kupić jej nowiutki sprzęt.
Cztery miesiące temu zostałam sama. Nie całkiem sama, ale z 4-miesięcznym dzieckiem. Zamyślona teściowa od razu wzięła mnie na spytki i zaczęła mi opowiadać jak podzielić cały majątek.
Uznała, że skoro wspólnie zaciągnęliśmy kredyty, to znaczy, że ja mam spłacić dług. Ale mieszkanie należało wyłącznie do jej syna - powinno trafić do niej. Już na pogrzebie zaczęła dzielić majątek.
Po tym incydencie zdałam sobie sprawę, że nie tylko nie lubię mojej teściowej, ale po prostu jej nienawidzę.
Mieszkanie tak naprawdę należało do mojego męża – odziedziczył je po babci. Oznacza to, że teściowa nie ma z nim nic wspólnego. Bez względu na to, jak bardzo chcę, nie mogę opuścić domu, ponieważ moja córka i ja nie mamy gdzie mieszkać.
Teściowa jednak obstaje przy swoim. Wierzy, że to jej zabezpieczenie, dlatego nie zamierza rezygnować z nieruchomości.
Pozostało sporo kredytów. Prawie wszystkie zostały zabrane na potrzeby teściowej. Albo naprawy, potem sprzęty AGD, albo leczenie stomatologiczne. Nie zapłaciła nawet za media, więc chcieli zabrać jej mieszkanie. Mąż wziął wówczas kolejną pożyczkę i spłacił dług.
Obiecała, że nam pomoże i odda jakąś kwotę z emerytury, ale w rzeczywistości mój mąż spłacił wszystkie pożyczki z własnej kieszeni.
Ta baba płakała i udawała biedną i nieszczęśliwą. Nie dała nam ani grosza. Jeśli wtedy mieliśmy możliwość za to zapłacić i milczeć, teraz sama nie będę w stanie tego zrobić.
Muszę utrzymać dziecko i z czegoś żyć. O wynajętym mieszkaniu nawet nie chcę wspominać. Uważam, że mam pełne prawo mieszkać w mieszkaniu, które należało do mojego męża.
Co więcej, zainwestowałam tutaj dużo swoich pieniędzy. Teściowa jednak obstaje przy swoim. Po prostu wyrzuca mnie z domu, angażując w tę sprawę krewnych i koleżanki-sąsiadki.
Dzwonią do mnie, grożą, żeby jeszcze bardziej mnie zirytować.
Prawnik twierdzi, że dziedziczeniu podlegają nie tylko nieruchomości, ale także długi. Jeśli teściowa chce mieszkania, to musi pogodzić się z faktem, że część długu trafi do niej.
Próbowałam jej to wyjaśnić, ale ona tylko kręci mi głową. Ostrzegłam ją, że stanę w obronie siebie i będę walczyć o to, aby moje dziecko miało dach nad głową. Gdybym nie miała córki, poddałbym się, ale muszę dbać o jej dobro.
Teściowa grozi, że przyjdzie policja i mnie wyeksmituje, ale niech tak będzie – mogę tu mieszkać, ile chcę.
Jeśli nie będzie chciała rozwiązać konfliktu w normalny sposób, przestanę to robić. Ona jest nikim w tym mieszkaniu, ale moja córka i ja jesteśmy tu zameldowane. Moim zdaniem wszystko jest oczywiste!