Niedawno zakończyliśmy tam generalny remont, uporządkowaliśmy ogród i działkę pod teren rekreacyjny. Dom posiada wszystkie niezbędne udogodnienia. Jako rodzina odpoczywamy tam w każdy weekend, czasami przyjeżdżają goście.
Postanowiliśmy z mężem nie zakładać ogródka, tylko grządki z ogórkami, ziołami i sezonowymi warzywami. Wszystkiego po trochu, abyśmy mogli sami grillować. Na działce rosły już maliny, agrest i porzeczki, a truskawek było dużo. Zostawiliśmy to wszystko, gdy zbiory dojrzały, często zabierałam owoce do pracy, częstowałam kolegów i koleżanki. Nikt nie miał nic przeciwko takiej uczcie, bo wszystko było naturalne.
Kilka miesięcy temu przeniesiono do nas nową koleżankę z innego działu. Nowa była uprzejma, przyjazna. Pamiętam ten dzień, kiedy przyniosłam truskawki, też ją poczęstowałam. Zaczęła mnie wypytywać, gdzie je kupiłam, bo truskawki były bardzo słodkie i smaczne. Chętnie jej powiedziałam, że to wszystko moje, wyhodowane na wsi. Tego dnia nie myślałam nic złego, wydawało mi się, że to zwykła ciekawość ze strony Lenki.
Kilka dni po naszej rozmowie w porze drugiego śniadania podeszła do mnie nowa koleżanka i poprosiła o klucze do mojej działki.
- Po co?
„Chcę, żeby moja córka i wnuki wypoczęły tam przez kilka tygodni. Potrzebuje czystego powietrza, naturalnych produktów. Moja Natka jest na urlopie macierzyńskim, potrzebuje zmiany scenerii, a ty nie pojawiasz się tam od tygodni."
Z takiej bezczelności usiadłam na krześle. Oczywiście grzecznie odmówiłam. Widziałam, że Lenka się obraziła, ale nie sprzeciwiała się. Na tym historia się nie skończyła. Dwa tygodnie później zgłosiła się do mnie znajoma, Lenka pracowała z nią w tym samym dziale.
- Nina, jak możesz szybko dostać się do swojej daczy? Czy autobusy jeżdżą?
- A dlaczego chcesz to wiedzieć? Nie znam się na autobusach, zawsze jeździmy samochodem z mężem.
- Lena powiedziała, że będzie świętować swoje urodziny na twojej daczy, więc myślę, jak najlepiej się tam dostać.
Tym razem nie powstrzymałam się, wpadłam do gabinetu i od razu zaatakowałam Lenę pytaniami.
- Co to znaczy? Jakie urodziny na mojej działce?
- A co jest nie tak? To tylko na jeden dzień, nie będziemy niczego psuć, wszyscy ludzie będą dorośli.
- Wiecie ile wysiłku ja i mój mąż w to włożyliśmy? Zrobiliśmy to dla naszej rodziny, a nie dla obcych, którzy depczą mój trawnik, okaleczają krzaki i włóczą się po grządkach. Pomyślałaś, chociaż, żeby zapytać mnie o pozwolenie?
Nie obchodziło mnie, co Lena czuła w tym momencie. Wcześniej żadna z moich koleżanek sobie na to nie pozwalała, ale potem przyszła taka bezczelna typiara...