Wszystko zaczęło się niewinnie, od zwykłej rozmowy przy niedzielnym obiedzie. Siedzieliśmy z mężem i jego matką przy stole, a nasz trzyletni syn biegał dookoła, roześmiany i pełen energii. Teściowa patrzyła na niego z dziwnym wyrazem twarzy. W końcu powiedziała coś, co zmroziło mnie na miejscu.


– „Marek, czy nie zauważyłeś, że mały w ogóle nie jest do ciebie podobny? Ani do nikogo z naszej rodziny. Jego rysy są… jakieś inne.”


Spojrzałam na nią zszokowana, ale Marek tylko wzruszył ramionami.


– „Mamo, nie przesadzaj. Dzieci zmieniają się z czasem.”


Teściowa jednak nie odpuszczała.


– „Marek, ja tylko mówię, co widzę. Może warto by było się upewnić?”


Próbowałam się uśmiechnąć, choć czułam, że coś jest nie tak.


– „Pani Zosiu, każdy mówi, że mały jest wykapany tata. A z charakteru to na pewno wdał się w Marka.”


Ale widziałam, że jej słowa zapadły w pamięć mojego męża.


Kilka dni później, kiedy wróciłam z pracy, Marek czekał na mnie w salonie. Wyglądał na zdenerwowanego.


– „Musimy porozmawiać” – zaczął, nie patrząc mi w oczy.


Usiadłam obok niego, zaniepokojona.


– „Co się stało?”


Marek wziął głęboki oddech.


– „Chcę zrobić test DNA. Musimy się upewnić, że… że Kuba naprawdę jest mój.”


Poczułam, jak cały świat wali mi się na głowę. Przez chwilę nie mogłam znaleźć słów. Czy mój własny mąż właśnie zasugerował, że mogłam go zdradzić?


– „Marek, czy ty naprawdę myślisz, że Kuba nie jest twoim synem?” – zapytałam, próbując zachować spokój, choć w środku wszystko we mnie krzyczało.


– „Nie wiem, co myśleć” – odpowiedział, unikając mojego spojrzenia. – „Moja mama ma rację. On naprawdę nie wygląda jak ja.”


To było jak cios prosto w serce. Przez całe nasze małżeństwo Marek był dla mnie oparciem, kimś, komu ufałam bezgranicznie. A teraz, przez jedną insynuację jego matki, zaczął wątpić w coś tak oczywistego jak ojcostwo naszego syna.


Przez kolejne dni między nami panowała napięta atmosfera. Marek coraz częściej patrzył na Kubę w sposób, który mnie bolał. Jakby zastanawiał się, czy to naprawdę jego dziecko. W końcu, zmęczona tym wszystkim, zgodziłam się na test DNA.


– „Zrobimy ten test, Marek. Ale wiedz, że to będzie miało swoje konsekwencje. Nie możesz podważać mojego zaufania i myśleć, że wszystko wróci do normy, jakby nic się nie stało” – powiedziałam mu stanowczo.


Marek tylko skinął głową, nie odzywając się.


Kiedy przyszły wyniki, Marek otworzył kopertę drżącymi rękami. Patrzyłam na niego, czując mieszankę gniewu i smutku. Po chwili jego twarz rozjaśniła się ulgą.


– „Kuba jest moim synem. Przepraszam, Kasiu. Przepraszam, że w ciebie zwątpiłem.”


Ale jego słowa nie przyniosły mi ulgi. Patrzyłam na niego i czułam, że coś w naszym małżeństwie pękło na zawsze.


– „To nie chodzi o test, Marek. Chodzi o to, że uwierzyłeś swojej matce bardziej niż mi. Że przez te tygodnie patrzyłeś na naszego syna, jakby był kimś obcym. Jak mam ci zaufać po tym wszystkim?”


Marek próbował mnie objąć, ale odsunęłam się. Tamtego wieczoru zrozumiałam, że miłość nie wystarczy, jeśli brakuje zaufania. Wyniki testu potwierdziły prawdę, ale kosztem naszej relacji. Marek musiał teraz odbudować coś, co sam zniszczył – i nie byłam pewna, czy mu się to uda.