Przez 30 lat naszego małżeństwa myślałam, że znam mojego męża, Andrzeja, lepiej niż ktokolwiek inny. Byliśmy parą, która przeszła przez wiele trudności – brak pieniędzy, choroby, kłótnie o drobiazgi. Ale zawsze myślałam, że łączy nas coś wyjątkowego, coś, czego nikt nie może zniszczyć. Aż do momentu, gdy wprowadziła się ona – nasza nowa sąsiadka, Ewelina.


Ewelina miała może 28 lat, była urocza, uśmiechnięta i zawsze świetnie ubrana. Na początku wydawała się miła – przychodziła pożyczyć cukier, zapraszała na kawę. Ale szybko zauważyłam, że Andrzej zaczął zwracać na nią zbyt dużo uwagi. Każda jej wizyta sprawiała, że prostował się, żartował, a jego oczy świeciły jak u nastolatka. Czułam się niewidzialna.


Pewnego dnia, gdy wróciłam wcześniej z zakupów, zastałam ich w ogrodzie. Andrzej pomagał jej naprawić rower, a ona śmiała się z czegoś, co powiedział. Kiedy podeszłam bliżej, zobaczyłam, jak delikatnie dotyka jego ramienia, a on nie cofa się. Zrobiło mi się zimno.


– „Co tu się dzieje?” zapytałam, starając się brzmieć spokojnie, choć w środku czułam, jak narasta we mnie gniew.


– „Nic, kochanie,” odpowiedział Andrzej z uśmiechem. „Ewelina potrzebowała pomocy, a ja akurat miałem chwilę.”


Ewelina spojrzała na mnie z niewinnym uśmiechem.


– „Pani Andrzeju, ma pani złotego męża,” powiedziała słodkim głosem. „Zawsze chętny do pomocy.”


Nie odpowiedziałam. Weszłam do domu, ale czułam, jak łzy napływają mi do oczu. Czy byłam zazdrosna? Czy przesadzałam? A może widziałam coś, co naprawdę tam było?


Zaczęłam baczniej obserwować Andrzeja. Każda rozmowa z Eweliną, każdy jego uśmiech w jej kierunku budziły we mnie coraz większe podejrzenia. Pewnego wieczoru, gdy siedzieliśmy przy kolacji, postanowiłam poruszyć temat.


– „Andrzej, co cię łączy z Eweliną?” zapytałam, próbując zachować spokój.


Zamrugał zdziwiony.


– „O co ci chodzi, Haniu? Przecież to tylko sąsiadka.”


– „Naprawdę? Bo mam wrażenie, że zwracasz na nią więcej uwagi niż na mnie,” powiedziałam, patrząc mu prosto w oczy.


Zamilkł na chwilę, a potem westchnął.

– „Haniu, przesadzasz. Lubię z nią porozmawiać, jest młoda, pełna energii. Ale to wszystko. To tylko niewinne żarty.”

„Niewinne żarty” – te słowa utkwiły mi w głowie. Czy naprawdę mogłam mu ufać? A może próbował zatuszować coś więcej?


Kilka dni później, gdy wróciłam z porannego spaceru, zauważyłam, że Andrzej stoi przy płocie z Eweliną. Rozmawiali cicho, ale zobaczyłam, jak ona dotyka jego dłoni. To był moment, który przelał czarę goryczy.


Wieczorem, kiedy dzieci pojechały do siebie, postanowiłam porozmawiać z Andrzejem raz jeszcze.


– „Andrzej, musimy porozmawiać,” powiedziałam, siadając naprzeciw niego. „Czy coś cię łączy z Eweliną?”


Spojrzał na mnie, a jego twarz wyrażała mieszankę zaskoczenia i zmęczenia.

– „Haniu, przysięgam, że nie ma między nami nic więcej niż sąsiedzka znajomość. Ale… przyznaję, że to mi pochlebia. Czasem czuję się zapomniany, a ona daje mi uwagę, której dawno od ciebie nie dostałem.”


Te słowa zabolały mnie bardziej niż cokolwiek innego. Czy to naprawdę ja byłam winna? Czy zaniedbałam go w naszym małżeństwie?


– „Andrzej, jeśli coś jest nie tak w naszym małżeństwie, powiedz mi to wprost,” odpowiedziałam. „Ale flirtowanie z sąsiadką to nie rozwiązanie.”


Obiecał, że to zakończy. Ale ja wciąż czuję cień niepewności. Czy to był tylko niewinny żart, jak twierdził? Czy może coś więcej? Niezależnie od odpowiedzi, wiem jedno – zaufanie, które budowaliśmy przez lata, zostało nadszarpnięte. A odbudowa będzie trudniejsza, niż mogłabym się spodziewać.