Mieszkanie, w którym mieszkałam z mamą, zawsze było naszym azylem. Małe, skromne, ale pełne wspomnień. Po śmierci mojego ojca mama przez długi czas była samotna. Kiedy poznała Andrzeja, byłam już dorosła. Z początku cieszyłam się, że ma kogoś, kto wnosi w jej życie radość, ale z czasem zauważyłam, że coś jest nie tak.


Andrzej był czarujący, ale miał tendencję do kontrolowania wszystkiego. Zawsze wiedział lepiej – jak zarządzać domem, jak wydawać pieniądze, jak planować przyszłość. Mama często go usprawiedliwiała, mówiąc: „On po prostu chce, żeby wszystko było w porządku.” Ale z czasem zaczęłam widzieć, że jej decyzje stawały się coraz bardziej podporządkowane jego woli.


Kiedy mama zachorowała, wszystko się zmieniło. Czasem wydawało mi się, że Andrzej traktował jej chorobę jak przeszkodę w swoich planach. Byłam przy niej każdego dnia, wspierałam ją, dbałam, żeby niczego jej nie brakowało. Andrzej był w domu, ale nie poświęcał jej wiele uwagi.


Na kilka miesięcy przed jej śmiercią mama przepisała mieszkanie na mnie. Powiedziała:


– „Kasia, chcę, żebyś była zabezpieczona. To mieszkanie to moje podziękowanie za wszystko, co dla mnie zrobiłaś.”


Nie miałam wątpliwości, że to była jej decyzja. Ale Andrzej nie był zadowolony. Widziałam to w jego spojrzeniu, w napiętej atmosferze, która wypełniała dom.


Po jej śmierci myślałam, że najgorsze mam już za sobą. Ale wtedy Andrzej pokazał swoją prawdziwą twarz. Pewnego dnia zadzwonił do mnie.


– „Musimy porozmawiać,” powiedział oschle. „To mieszkanie należy do mnie.”


Byłam w szoku.


– „Andrzej, mama przepisała je na mnie. To była jej decyzja.”


– „Twoja matka nie miała prawa tego zrobić,” przerwał mi, a jego głos stawał się coraz bardziej agresywny. „To ja mieszkałem z nią, ja jej pomagałem. To mieszkanie powinno być moje. A jeśli nie chcesz rozmawiać, pójdziemy do sądu.”


Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę. Człowiek, który zawsze twierdził, że dba o rodzinę, teraz próbował odebrać mi coś, co było ostatnią pamiątką po mamie.


Niedługo później dowiedziałam się, że Andrzej zaczął rozpowiadać wśród sąsiadów, że to on jest właścicielem mieszkania. Zorganizował nawet wizytę rzeczoznawcy, próbując przygotować mieszkanie do sprzedaży. Byłam przerażona, ale postanowiłam walczyć.


Z pomocą prawnika zebrałam wszystkie dokumenty potwierdzające, że mieszkanie należy do mnie. Sprawa trafiła do sądu. Andrzej twierdził, że mama przepisała mieszkanie na mnie pod wpływem manipulacji, że nie wiedziała, co robi. Każde jego słowo bolało mnie coraz bardziej, bo było jak plama na pamięci o mojej matce.


Proces trwał miesiącami. Każdego dnia czułam się, jakbym musiała bronić nie tylko siebie, ale także decyzji mamy, jej miłości i wdzięczności wobec mnie. W końcu sąd orzekł, że mieszkanie pozostaje moją własnością. Powinnam czuć ulgę, ale zamiast tego czułam pustkę.


Andrzej zniknął z mojego życia, ale ślad, jaki po sobie zostawił, będzie ze mną na zawsze.

Teraz, gdy siedzę w tym mieszkaniu, czuję, że jest ono zarówno moim schronieniem, jak i przypomnieniem o zdradzie, jakiej doświadczyłam. Czasem zastanawiam się, czy mama wiedziała, jak trudne chwile mnie czekają. Ale jedno wiem na pewno – nigdy nie pozwolę, by ktoś odebrał mi to, co jest symbolem jej miłości i oddania.