Nigdy nie zapomnę dnia, kiedy zobaczyłam ją po raz pierwszy od tylu lat. Marta – moja najlepsza przyjaciółka z dzieciństwa, osoba, z którą dzieliłam każdą tajemnicę, każdy plan na przyszłość. Zawsze była ambitna, pewna siebie, gotowa na wszystko. A ja? Byłam tą spokojną, która marzyła o prostym, stabilnym życiu.


Spotkałyśmy się przypadkiem w kawiarni. Byłam tam po pracy, zmęczona, z torbą pełną zakupów, próbując jeszcze załatwić milion spraw, zanim wrócę do domu. Kiedy usłyszałam jej głos, serce zamarło mi na chwilę.


– „Kasia? To ty?” powiedziała Marta, a jej uśmiech był równie promienny, jak go zapamiętałam.


Odwróciłam się i zobaczyłam ją – pięknie ubraną, z elegancką torebką, idealnie ułożonymi włosami. Wyglądała, jakby właśnie wyszła z magazynu mody. W moich dżinsach i starym swetrze czułam się przy niej jak szara myszka.


– „Marta! Co za niespodzianka!” próbowałam odpowiedzieć z entuzjazmem, choć w środku czułam się, jakbym cofnęła się o dziesięć lat, do czasów, kiedy zawsze czułam, że jestem w jej cieniu.


Usiadłyśmy razem, a ona zaczęła opowiadać o swoim życiu. Pracowała na wysokim stanowisku w międzynarodowej firmie, miała piękny dom, często podróżowała. Pokazała mi zdjęcia z wakacji – plaże na Malediwach, kolacje w ekskluzywnych restauracjach, jej uśmiechnięta rodzina w idealnych strojach. Jej dzieci chodziły do najlepszych szkół, a mąż był dyrektorem dużej firmy.


Słuchałam jej, próbując utrzymać uśmiech na twarzy, ale w środku czułam się coraz mniejsza. Kiedy przyszła kolej na mnie, zapytała:


– „A co u ciebie, Kasiu? Jak ci się układa?”


Zawahałam się. Jak mogłam jej opowiedzieć o swoim życiu? Że pracuję na dwa etaty, żeby związać koniec z końcem? Że mój mąż odszedł kilka lat temu, zostawiając mnie samą z dziećmi? Że moje największe „podróże” to wypady na działkę u znajomych, a jedyne zdjęcia, które robię, to te z rodzinnych obiadów w domu?


– „U mnie wszystko dobrze,” odpowiedziałam krótko, próbując zmienić temat. „Praca, dzieci, codzienność.”


Marta spojrzała na mnie z lekkim współczuciem, które próbowała ukryć za swoim perfekcyjnym uśmiechem.


– „Wiesz, Kasiu, zawsze podziwiałam, jak radzisz sobie z trudnościami. Masz taką wewnętrzną siłę.”


Te słowa, choć miały być komplementem, tylko pogorszyły sprawę. Nie chciałam, żeby mnie podziwiała za „radzenie sobie.” Chciałam być kimś, kogo mogłaby traktować jak równą sobie, a nie jak kogoś, kto walczy z życiem i ledwo daje radę.


Po tym spotkaniu wróciłam do domu i długo nie mogłam zasnąć. Zastanawiałam się, gdzie popełniłam błąd. Czy to ja zrezygnowałam z marzeń? Czy życie było dla mnie po prostu bardziej surowe? Czy kiedykolwiek będę mogła spojrzeć na swoje życie i powiedzieć, że jestem z niego dumna?


Marta jest teraz symbolem tego, co mogłam mieć, gdyby moje życie potoczyło się inaczej. Ale czy naprawdę? Może jej sukcesy to tylko iluzja, a ja, w swoich prostych codziennych walkach, znajduję coś, czego ona nigdy nie doświadczy – prawdziwą siłę i autentyczność.


Ale czy to wystarczy, bym poczuła się spełniona? To pytanie zadaję sobie każdego dnia, próbując znaleźć odpowiedź w mojej własnej codzienności.4