Opiekowałam się chorą teściową przez ostatnie dwa lata. Jej stan pogarszał się z każdym dniem, a ja czułam, że to mój obowiązek – w końcu była dla mnie jak matka. Przeniosłam się do jej domu, gotowa na to, że moje życie zostanie zawieszone. Codzienna opieka nad nią była wyczerpująca. Gotowanie, sprzątanie, karmienie, a także towarzyszenie jej w tych najtrudniejszych chwilach było trudniejsze niż mogłam przypuszczać. Wciąż jednak miałam nadzieję, że kiedyś wrócę do normalności, do domu, który dzieliłam z moim mężem.


Czułam się opuszczona, ale tłumaczyłam to sobie – w końcu mąż miał swoje obowiązki, a ja teściową. Dzwoniliśmy do siebie coraz rzadziej, rozmowy stawały się krótsze i chłodniejsze, ale sądziłam, że to po prostu stres. Po śmierci teściowej czułam ulgę – nie tylko z powodu końca jej cierpienia, ale także dlatego, że w końcu wrócę do mojego domu, do mojego męża. Spakowałam swoje rzeczy i z łzami w oczach opuściłam jej mieszkanie, wracając do domu, który w mojej wyobraźni miał być moim bezpiecznym schronieniem.


Kiedy dotarłam na miejsce, zauważyłam coś dziwnego. Przed naszym domem stało inne auto. „Pewnie odwiedziny,” pomyślałam, próbując uspokoić bijące mocno serce. Otworzyłam drzwi, a tam... mąż siedział na kanapie z obcą kobietą. Złapał mnie wzrok, a ja zobaczyłam w jego oczach coś, czego nie widziałam od dawna – obojętność.


Kim ona jest? – zapytałam, choć czułam odpowiedź.


To Magda, teraz tu mieszka – odpowiedział chłodno. „Teraz tu mieszka.” Te słowa dźwięczały mi w głowie. Magda siedziała tam, w naszym domu, jak gdyby nic się nie stało, a mój mąż... on już dawno nie był mój. Wszystko rozpadło się w jednej chwili.