Wróciłam do Polski po 10 latach ciężkiej pracy na obczyźnie. Tyle lat poza domem, w samotności, wśród obcych ludzi, ale robiłam to dla mojego syna. Chciałam, żeby miał wszystko, czego mu brakowało w dzieciństwie. Regularnie słałam pieniądze, żeby mógł skończyć studia, kupić mieszkanie, żyć wygodnie. Nigdy nie pytałam, na co je wydaje. Ufałam mu bezgranicznie, wierząc, że moje poświęcenie i trud zostaną kiedyś docenione. Przecież to mój syn, myślałam.
Kiedy wróciłam, wyobrażałam sobie, że będę witana z otwartymi ramionami. Że syn będzie wdzięczny za wszystko, co dla niego zrobiłam. Jednak rzeczywistość była inna. Gdy zapukałam do drzwi mieszkania, które dla niego opłaciłam, otworzył mi zaskoczony. Na jego twarzy nie było radości, tylko chłód.
– Co tu robisz, mamo? – zapytał, jakby mój powrót nie był czymś oczywistym.
Zdziwiło mnie to pytanie, ale odpowiedziałam spokojnie:
– Wracam do domu, synu. Mam nadzieję, że mogę zostać z tobą na jakiś czas, dopóki nie znajdę czegoś dla siebie.
– Mamo, ja mam swoje życie. Mieszkanie jest małe, a ja nie mogę cię tu zatrzymać na dłużej – powiedział bez cienia emocji.
Serce mi pękło. W jednej chwili zrozumiałam, że całe te lata wyrzeczeń nic dla niego nie znaczyły. Myślałam, że jestem dla niego ważna, ale najwyraźniej stałam się tylko źródłem pieniędzy, które przestały płynąć. Wszystko, co zrobiłam, okazało się bez znaczenia.
Wyszłam z jego mieszkania i czułam, że straciłam nie tylko 10 lat swojego życia, ale także mojego syna.